2009/07/26

Pataty. Rozmaryn. Z pieca.






























Dźwięki poranka, dźwięki wieczora.
Gdy zasypiam, lubię czuć świeże powietrze zza okna i dźwięki ciszy.
Cisza jest wszędzie inna.
Tu na wyspie, jeśli nie wieje wiatr, jest zupełnie bezdźwięcznie. Psy sąsiadów grzecznie śpią u stóp ich łóżek. Nie stróżują. Alarmy się nie włączają. Czasem po asfalcie cicho sunie auto. Lubię gdy pada deszcz. Tak jak wczoraj, ten spokojny, w bezwietrzny wieczór, delikatnie szemrzący. Wtedy jego melodia pozwala marzyć o nowym, nieodkrytym. Planować przyjemności, obowiązki i kreować, lepić z kawałków wyobraźni coś, co dopiero stanie się rzeczywiste. Wspominać to co dobre: spojrzenie psa i filiżankę herbaty. Gdy strugami deszczu targa wicher, zasypianie w obłoku myśli jest dwakroć przyjemniejsze. Chowamy się w nie jak w tę miękką kołdrę, która chroni przed chłodem świata.
Dźwięki nocy w moim rodzinnym domu to cisza delikatnie szeleszcząca liśćmi oraz psy gadające między sobą: dwa po prawej stronie ogrodu, jeden po przekątnej i ten którego zlokalizować nie umiem, ale jego głębokie i ciężkie nocne pomruki koją mnie do snu. Lubię to psie "gadanie".
Dźwięki niedzielnego poranka to zawsze leniwe śniadanie. Gdziekolwiek jestem.
Potem krzątanie wokół niedzielnego obiadu. W Polsce bez wyjątku.
Na Wyspie różnie. Niedziele rozwijają się tu własnym tempem - raz z pełną (obiadową) celebracją, raz po prostu płyną własnym rytmem, któremu się poddajemy z pełną konsekwencją. Kawa, gazeta i croissant na późne śniadanie w mieście? Czemu nie, w końcu to niedziela a wiadomo, że w niedzielę wszystko wolno...;)



Pieczone pataty z rozmarynem
(do obiadu nie tylko niedzielnego)

2 pataty o wadze ok 400-450g (lub marchewka, np. młoda, w całości)
oliwa z oliwek
ulubione chilli w proszku
gruboziarnista sól morska
2 łyżeczki octu balsamicznego
igiełki z 2 małych gałązek rozmarynu
kawałeczek zimnego masła pokrojonego w płatki


Pataty pokroić w paski ułożyć w żaroodpornym naczyniu, polać oliwą i dokładnie wymieszać by się nią pokryły. Posypać chilli i ponownie wymieszać. Oprószyć grubą solą morską i wymieszać. Pokropić octem balsamicznym i wymieszać. Posypać rozmarynem porwanym palcami i wymieszać. Mieszanie sprawi, że plasterki oblepią się przyprawami. Na wierzch układać wiórki masła. Piec w 180st. C, do miękkości - próbować. Pataty pieką się dość szybko - uważać by nie przepiec. Gdy wierzch zacznie się zbytnio rumienić, przykryć dokładnie folią aluminiową.
Przepis zgodny z KPP oraz MM.

Smacznego!


A za tydzień zapraszam na niedzielnego pieczonego kurczaka.

9 komentarzy:

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

PIęknie, płynnie to opisałaś, Patrycjo.

Kwintesencja niedzieli - leniwe ruchy, spokój i wolne 'rozkręcanie' się dnia.

Bataty spróbowałam dopiero niedawno. Smakują mi trochę marchewkowo.

PS dobrze, że wyprowadziłąś mnie z błedu w kwestii soli ;)

lisiczka_bez_kitki pisze...

Pataty.
Pataty.
Bataty.

A u nas spóźniony na obiad kurczak w piekarniku. Zapowiada się na kolację. I pieczone buraki, w całości. Ech niedziela. Święte słowa.

Pozytywnie deszczowe pozdrowienia.

Agata Chmielewska (Kurczak) pisze...

dla mnie takie danie byłoby nie do czegoś, ale ucztą samą w sobie :)
ja dzisiaj cały dzień ciężko pracowałam, pucowałam swoje mieszkanie, jutro ważna osoba do mnie przyjeżdża i musi błyszczeć ;)

Waniliowa Chmurka pisze...

"W niedzielę wszystko wolno"
...
muszę to zapamiętać:)
Pozdrawiam cię.

Ewelina Majdak pisze...

Przpomnialas mi, ze do tej pory nie zrobilam frytek z batatow! Ladny kolor maja.
Pozdarwiam deczowa, wieczorowa pora...

Agata pisze...

Prawdziwy pomarańczowy optymizm na talerzu!

buruuberii pisze...

Ach Patrycjo, tak taka powinna byc niedziela!
Do tego ostanio u Ciebie same moje ulubione smaki: pieczone bataty, foccacia, shortbread... cuda :-)

Patrycja pisze...

Basiu,

Nic tylko piec i piec. I relaksować się przy jedzeniu, najlepiej w niedzielę, wiadomo:D

mathilda pisze...

Zrobiłam! Dzisiaj! Wprawdzie użyłam marchewki, bo nie miałam zbytnio siły latać po sklepach i odpuściłam masło, ale wyszło przepysznie :) Moi mięsożercy usmażyli sobie do tego po steku - ja zajadałam się samą potrawą! Twój blog, to przygoda... zabawa w odkrywanie... jeju, ciemniak ze mnie, nie przeczuwałam wcześniej, ze marchewka z rozmarynem TAK może smakować. Pozdrawiam ciepło.