Fotografia towarzyszy mi niemalże wszędzie, robienie zdjęć stało się czymś oczywistym, żeby nie powiedzieć odruchowym. Fotografowanie nie jest skutkiem ubocznym gotowania. Dla mnie jest tak samo, a czasem nawet bardziej, przyjemne. Jest nagrodą. Oto przekaż obrazem smak, który czujesz. Kiedy więc stawiam przed sobą talerz, kładę bochenek chleba, czy widzę coś, co zwróci moją uwagę, od tego momentu zaczyna się przyjemność. To jakby ktoś postawił przede mną najlepszą kawę - od tej chwili zaczyna się moment delektowania.
Zrobiłam wiele zdjęć, towarzyszyły mi różne emocje, nauczyłam się, że rzeczy, smaki nie zawsze dają się ujarzmić i to złudne poczucie posiadania klucza do nich jest iluzoryczne. I akceptuję to. Czekam na odpowiedni moment. Lub odchodzę, wiedząc, że siłowanie się z materią nic nie da. Któż z nas nie zna tego uczucia? Patrzysz, ale czy "widzisz"? Gdy patrzę, ale nie widzę, wycofuję się cicho.
Fotografia cyfrowa daje niezwykłe możliwości. Treningu warsztatu, kompozycji, proporcji, umiejętności wykorzystania światła, korygowania parametrów na bieżąco. Efekty, można ocenić natychmiast, skorygować błędy (wszak to co widzę okiem, nie wygląda tak samo, jak widzi je "oko" aparatu) i zacząć od nowa.
I wtedy nadchodzi przesyt. Jakiś czas temu uświadomiłam sobie, iż możliwość zrobienia nieskończonej ilości ujęć, wcale nie sprawia, że zdjęcia są lepsze. Wręcz przeciwnie. Poczułam się zmęczona. I zaczęłam robić jak najmniejszą ilość ujęć. Paradoksalnie, skupienie się na kilku zamiast kilkunastu, sprawiło mi większą przyjemność, skupienie na tym, by wyciągnąć maksimum z minimum. Ta chwila uświadomiła mi coś jeszcze. "Nie wiem co to, ale czegoś mi w fotografii brakuje", powiedziałam do Miłego. Mimo posiadania wszelkich nowoczesnych narzędzi, jakie daje "cyfra", czułam, że jest we mnie przestrzeń, tęsknota, której ona nie wypełnia.
I tak wróciłam do analoga.
Lata całe posługiwania się cyfrą niosą za sobą pewne odruchy. Nadmiar ujęć tego samego obiektu. Niecierpliwość - potrzeba zobaczenia efektu natychmiast. Dążenie do charakterystycznej dla "cyfry" perfekcji. Kiedy pierwszy raz po latach, wzięłam do ręki mój stary analog, jego szlachetna, choć nieco archaiczna prostota i ascetyczne możliwości techniczne trochę mnie tremowały. "Z tego chyba nic nie wyjdzie, zupełnie już nie wiem jak mam nim robić zdjęcia". Myślałam bezradna. Ale ciągnęło mnie do niego niebywale. "Najwyżej wyjdzie pare dobrych zdjęć, trudno", dodawałam sobie odwagi. Oswoiłam się z nim szybciej, niż się spodziewałam, choć pierwsza klisza była wielką nauką - lata przerwy i niemożność ocenienia efektu natychmiast, sprawiają, że asekurujemy się kilkoma ujęciami. Jakże szybko zrozumiałam, że jedno ujęcie to tylko jedno zdjęcie. I żadnych dubli! Minimalizowanie zamiast multiplikowania. Od tej pory, w pewien sposób ograniczona ilością klatek, paradoksalnie poczułam wolność. Ale i dyscyplinę. Przyszło skupienie, ta intymna rozmowa na linii przedmiot - aparat - ja. I ten ekscytujący element niewiadomego, czegoś na co trzeba poczekać. Odnalazłam się w tym i z każdą następną, niespiesznie robioną kliszą, poczułam jak ta pusta przestrzeń we mnie się wypełnia a moja tęsknota za nieuchwytnym zostaje nakarmiona.
Nie znaczy to, że zamierzam rezygnować z fotografii cyfrowej, skądże. Zarówno ona jak i analogowa, są mi potrzebne. Każda rozwija mnie w inny sposób, każda daje mi coś innego. I obu ich potrzebuję. Jak przejażdżek starym ukochanym rowerem i przemieszczania się samolotem. Nie sposób żyć z jednym, ale bez drugiego. Gdyż na pełnię składa się wiele czynników.
c.d.n.
30 komentarzy:
Truflo, przypomniałas mi coś :) Ja tez mam analoga, którego kocham najbardziej na świecie. W zasadzie mam dwa. Jeden nikona, taki byk wielki, którego czasami używam, ale czesciej Zenita. Po moim dziadku, głośny, nieskomplikowany, z nakrętka do przewijania filmu... Dla mnie fotografia analogowa jest dużo lepsza. Szlachetniejsza. Z duszą.
analogowa fotografia ma w sobie magię.
Prawdziwy esej na temat fotografii analogowej-piękny! Nie mam więcej do dodania. To co napisałaś to też powody dla których ja odkurzyłam analoga. A przede wszystkim są to powody dla których zakochałam się w polaroidzie. Tam nie ma mowy o milionie prób jednego ujęcia, również z bardziej przyziemnych powodów:)
Żadnych dubli...
Jak w życiu, prawda?
Patrycjo, piękne te analogowe opowieści... Ja póki co nie odważę się... Może kiedyś? Czeka na mnie kilka takich cudeniek, w tym Leica mojego Dziadka... Taka z lat czterdziestych. Sprawna :-)
Pozdrawiam!
PS Ach, jakoś wcześniej tego nie pisałam, ale inspirujesz kulinarnie jak nikt inny! Dzięki!
ja tylko cyfrowo ... ale chciałabym mieć taki stary aparat .. może napiszę list do Mikołaja? :)
fajne zdjęcia ...:)
Ale piękne zdjęcia!!! Masz doskonałe oko do fotografii.
Pozdrawiam Jagienka!
No, i zapomniałam napisać, że zdjęcia piękne. Ale przecież widziałam je na żywo, to wiesz, że mi się podobały, prawda?
Ten Pentax daje jakaś taką poświatę, mgiełkę, nie wiem. Ale podoba mi się to bardzo.
Gratuluję doskonałych ujęć!
...rozumiem cię doskonale, choć dla mnie zawsze najważniejsza będzie fotografia analogowa, jest wiecznie świeża i prawdziwa :)
Możesz się pochwalić jakiego modelu analoga używasz?
Patrycja, Ty masz Pentaxa MX - zartujesz? i jekies ladne jasne szklo? Moj jest/byl tylko do B&W, lza sie kreci... Pozdrawiam :)
Kuchareczko,
Masz dwa świetne aparaty, do tego jeden po Dziadku, fajne muszą być z nich zdjęcia:)
Asiejko,
Ma, ma i ta magia wciąga:)
Delie,
Dziękuję kochana:*
Wiem, wiem:)
Maggie,
Leica z lat 40-tych i to po Dziadku brzmi jak marzenie, więc odważ się koniecznie. O tak, w życiu też nie ma dubli, fajne;-)
I dziękuję za ciepłe słowa:)
Magdaleno,
Pewnie, jeśli tylko masz ochotę zacząć analogowo:)
Jagienko,
Dziękuję pięknie:)
Muka,
Dziękuję:) To Pentax ME Super, ten który widać na ostatnim zdjęciu.
Basiu,
Jak fajnie, że i Ty masz miłe wspomnienia związane z Pentaxem:) Mój, to ME Super:)
Pozdrawiam Was serdecznie!
A czy wywołuje Pani sama zdjęcia? Bo to jest właśnie kwintesencja fotografii analogowej. Samo pisanie o niej nie wystarczy.
Pozdrawiam!
Za jakiś czas (raczej później niż wcześniej) otworzę ten wpis i zastanowię się, co mnie tak właściwie denerwuję w moim fotografowaniu. Mam wrażenie, że wiem o co mi chodzi i nie rozumiem, dlaczego nie potrafię tego osiągnąć. Staram się nie zapełniać dysku setkami podobnych ujęć, ale wiem, że muszę się jeszcze tyle nauczyć.
Dziękuję Ci za ten wpis! Rzeczywiście, piękny esej Delie :) No to do zobaczenia się z nim za jakieś 2000 zdjęć. :)
A Twoje zdjęcia są przepiękne. Ujmujące, naprawdę. Trochę jak ze starego filmu. Chciałabym kiedyś takie wyczarować.
Pozdrawiam Cię ciepło! :)
b.
Ha! ME Super to jeden z najciekawszych aparatów tradycyjnych. Wizjer tak duży że ma opisy w stylu "drzwi od stodoły", albo "telewizor" - wystarczy porównać jego wielkość i jasność z wizjerem lustrzanki cyfrowej. Mały, zgrabny, poręczny i śmiesznie tani.
A co do fotografii - to prawda. Proces fotografii nie powinien się skończyć na pliku w komputerze - to odbitka jest na końcu. Czy własnoręczna, czy z labu - nieważne.
Polecam spróbować jeszcze sił z filmem srebrowym - prawdziwe cz-b.
Najważniejsze jest założenie rolki filmu do aparatu i robienie zdjęć po prostu. Takich jak te. Wtedy pisanie jest następczą czynnością, a nie czymś zamiast. I nigdy nie będzie ważniejsze od zdjęć. Tak jak własnoręczne wywoływanie (zresztą na wywoływanie kolorowych zdjęć samemu nawet profesjonalni fotografowie się rzadką się decydują - czarno-białe to inna bajka).
delektuj się jak najczęsciej!
na pociechę własną i moją :)
Kochani,
Dziękuję za komentarze. I za ciepłe słowa odnośnie zdjęć i tekstu:)
Delie,
Trzy razy tak:)
don Pablo,
Nie mogę się nie zgodzić, ME Super to bardzo zacny aparat:) Mój to staruszek, już długo jest ze mną. Ale świetnie się trzyma;-)
Pozdrawiam Was serdecznie!
Jako prawdziwy dyletant w kwestii fotografii, mogę powiedzieć tylko, że zdjęcia są wyjątkowo klimatyczne.
I choć ja o fotografii zielonego pojęcia nie mam, mnie także więcej radości sprawia jedno dobre ujęcie niż maszynowa seria "a któreś tam wyjdzie".
Aparat analogowy Practica i kilka fantastycznych dużych obiektów ma mój Tata.
Kiedy byłam mała robiliśmy bardzo dużo zdjęć, a potem pamiętam jak wywoływaliśmy je w łazience.
Kuwety, szczypce, odczynniki, klisze na sznurach od bielizny, suszenie zdjęć, docinanie zdjęć, chyba czerwona żarówka...
Wspomnienia budzą się w mojej głowie...
Było też coś jakby rzutnik? w takiej wielkiej walizce...
Dziękuję Patrycjo za przypomnienie!
Rano zapytam Tatę o to wszystko :)
Spokojnych, analogowych snów :)))
M.
Rewelacyjne fotografie :)
Pięknie to ujęłaś:)
gdybyś chciała zobaczyć moje analogi (lub raczej lomologii;)
http://lodimi.blogspot.com/
zapraszam!
pozdrawiam z Piernikowa
Patrycjo!
Właśnie dlatego odwiedzam Twojego bloga i czekam niecierpliwie na każdy wpis: nie tylko dla fantastycznych i zawsze dobrze smakujących przepisów, lecz również Twoich myśli, ujętych w jedyny Tobie wdzięczny sposób; zdjęć, które tworzą historię i chwytają chwile; muzyki, która czaruje i cieszy. Dziękuję za Twoje inspiracje!
Pozdrawiam,
Asia
Tak, to prawda, analogowa fotografia jest "bardziej", "ważniej", "uważniej" od cyfrowej. To czekanie na efekt końcowy w postaci odbitek, ta niewiadoma i to, że nie ma dubli... Z tęsknotą wspominam czasy wyłącznie analogów.
Zdjęcia bardzo klimatyczne, najbardziej podoba mi się to z krzesłami.
Pozdrawiam serdecznie.
Mamy w szafie Zenita, którego mój mąż dostał na swoją komunię. Jeszcze kilka lat temu robiliśmy z niego zdjęcia. Teraz lekko zapomniany, ale czeka aż nasz syn się za niego zabierze, ma to już obiecane. Ja na razie odkrywam uroki lustrzanki.
Niezwykłe zdjęcia! I zgadzam się w 100% z tym co piszesz. Ten bak tego czegoś i mnie dopada, ale jeszcze nie jestem gotowa do przesiadki na analoga. Tymczasem zachwycam się Twoim słowem i zdjęciami.
:)
E.
Patrycjo, piękne są te zdjęcia. Mają w sobie ciepło i miękkość obrazu, którego chyba brakuje w fotografii cyfrowej. Właśnie szukam w nierozpakowanych kartonach analogowego Canona, którym robiliśmy sobie pierwsze wspólne zdjęcia z M. Chciałabym go odkurzyć i spróbować. Nawet jeśli mnie ta próba przerośnie ;) I zgadzam się z Tobą, że szacunek dla klatki prysnął jak bańka mydlana, odkąd pojawiły się aparaty cyfrowe. Staram się o tym pamiętać, staram się skupiać na jakości, a nie ilości zdjęć, z których "przecież coś się wybierze". I widzę, że to działa. Chwila skupienia, chwila poświęcona wyłącznie jednemu ujęciu, z założeniem, że kolejnego nie będzie czyni cuda. To jeden z ciekawszych postów, jakie ostatnio przeczytałam. Bardzo fotograficzny, a jednocześnie bardzo osobisty. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę miała okazję zobaczyć kilka Twoich kadrów "na żywo" ;)
Dobrej nocy. Ewa
Pięknie powiedziane!
Pięknie sfotografowane!
Pozdrawiam,
SWS
Gratuluję, masz talent do prostych form. I nawet zazdroszczę... ;)
Całe szczęście, że fotografia tradycyjna wciąż ma się dobrze i na rynku pojawiają się nowe filmy, na przykład nowa Portra 400.
może to źle lub śmiesznie zabrzmi, ale jak tylko trafiłam na Twojego bloga poczułam, że mamy wiele wspólnego :)
pierwszą rzeczą jest fotografia analogowa, która szczerze uwielbiam, i o której próbuje nie śmiało pisać u siebie na blogu. A Pentax to moje marzenie, choć sama w tej chwili pracuję na Zenicie.
Po drugie (choć nie wiem czy to Twój piesek) kocham jacki ruselle i sama chce mieć jednego w przyszłości :)
po trzecie, jakiś czas temu mieszkała w Irlandii i miło jest wrócić do tamtych chwil.
Pozdrawiam Cię serdecznie, na pewno będę tu wracać
Dlatego właśnie kocham fotografię analogową! Chociaż raczkuję w tej dziedzinie, to jednak patrząc na te zdjęcia nie mogę doczekać się wywołania mojego filmu. :) Mają taki niesamowity klimat!
Patrycjo, jaki obiektyw polecasz, z jakiego korzystasz? :)
Adrianna R,
Te, i większość analogów, zrobiłam 50-tką.
Prześlij komentarz