2011/05/23

"In the mood for love"



Po wielu latach, ponownie obejrzałam "In the mood for love"*. I zatopiłam się w nim.
W subtelny klimat gestów, gry uczuć, która wije się jak ciasne korytarze mieszkań i ciemne, wąskie uliczki Hongkongu. Gdzieś pomiędzy, w czujnym, ludzkim gąszczu toczy się subtelna, powściągliwa gra gestów, spojrzeń, pełna niedopowiedzeń, wyznaczonych zasad. Nic nie jest oczywiste, kropka nie została postawiona. Pozornie powtarzalne sekwencje, które czasem odróżnić można tylko kolorem sukienki głównej bohaterki, podskórnie kipią emocjami. Niemal każdy kadr z tego filmu mógłby być piękną fotografią. Barwy, faktury, detale, nawet odrapane uliczki nabierają czaru. I to coś nieuchwytnego w ruchu, spojrzeniu, dystansie i konwenansach. Odrobinę oniryczne, powolnie płynące z muzyką obrazy, niczym elementy układanki, składają się w całość, w której brakuje kilku puzzli. Nie wszystko jest oczywiste i wcale być nie musi. Film uwodzi obrazem i karmi zmysły.


*"In the mood for love" ("Spragnieni miłości")
   reż. Wong Kar Wai

 

10 komentarzy:

Delie pisze...

Bardzo lubię ten film.
I te mgiełkę na poprzednich zdjęciach też:)

elen.77 pisze...

Ładnie opisałaś ten film:) dla mnie jest on kwintesencją tej "chemii", która dzieje się między mężczyzną i kobietą... wspaniały film

Hanna pisze...

Uwielbiam ten film, jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych. Ze względu na klimat właśnie, na niedopowiedzenia, brak kropki nad "i". Za cudowną grę aktorską i jedną z najpiękniejszych ścieżek filmowych. A swym opisem zrobiłaś mi apetyt na ponowne zanurzenie się w nim :)

Yba pisze...

Uwielbiam ten film. Jest taki duszny, gęsty od pożądania. I te sukienki bohaterki...

Anonimowy pisze...

Niestety nie oglądałam.
Ale po twojej recenzji może się to zmienić.

Monika Walecka pisze...

A wiesz Patrycjo, "spragnionych" zaczynałam oglądać kilka razy, ale zawsze przerywałam jakoś tak na początku. Ostatnio będąc silnie zafascynowaną zdjęciami Christophera Doyle'a z "The limits of control" postanowiłam obejrzeć inne filmy, w których operował. Ale okazało się, że zaginął mi gdzieś piterek, do którego włożyłam mnóstwo filmów jadąc na urlop na działkę. Dzisiaj Twój wpis znowu pobudził mój apetyt na spragnionych. Poszperałam w zakamarkach i znalazłam tę saszetkę :) Właśnie widzę pierwsze sceny filmu :)

Kasia Fiołek pisze...

Dawno temu byłam na tym w kinie. Bardzo mi się podobał.

malina pisze...

Bardzo lubię ten film, piękny, nastrojowy klimat i te kostiumy. Generalnie lubię Wong Kar Waia, widziałaś może 2046? Tam są pomieszane różne historie, a jedna z nich to ta z In the mood for love.

Patrycja pisze...

Yba,
O tak sukienki i sposób w jaki ona je nosi, hipnotyzujący wręcz:)

Delie,
:)

ellen.77, Hanna,
Tak, te niedopowiedzenia i to coś wyczuwalnego w powietrzu, coś "pomiędzy". Muzyka idealnie ten klimat podkreśla.

grecki_chór,
Zdjęcia są rzeczywiście niesamowite, bardzo malarskie, mam nadzieję, że film Ci się podobał:)
"The limits of control" jeszcze nie widziałam, z tych które widziałam z jego zdjęciami to kilka Wong Kar Wai'a i "Paranoid Park" Gus'a van Sant'a.

dragonfly,
:)

malina,
Widziałam, ale bardzo dawno temu, niewiele pamiętam, chyba czas na powtórkę:)

desperate,
Mam nadzieję, że Ci się spodoba:)

Pozdrawiam Was serdecznie!

Paula pisze...

Ja odnalazłam ten film po obejrzeniu "My blueberry nights", który mnie powalił na kolana! Reżyser ma niesamowite podejście do filmu, te smaki, te kolory. Pomimo, że "My blueberry nights" podobał mi się bardziej, też również zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie:)