Z miso wiąże się wiele miłych wspomnień. Pierwsze miso, zjedzone przed jednym z wieczornych seansów Warszawskiego Festiwalu Filmowego (był to "Pusher II" z doskonałą rolą Maddsa Mikkelsen'a). Tego wieczoru rozpoczęła się moja miłość do sushi , a ci którzy mnie znają, wiedzą, że jest ona wielka, miso niejako otworzyło mi do niej drzwi. Miso to wstęp, uwielbiam tę chwilę, kiedy parująca miseczka pojawia się przede mną, obejmuję ją dłońmi, patrzę na tę charakterystyczną, wirującą powierzchnię. Będąc w Warszawie, często wpadam do mojej ulubionej restauracji, siadam przy wielkim oknie, czekając na sushi popijam miso, patrząc na przepływający uliczny gwar, wszystko wtedy cichnie, spowalnia. Bardzo lubię ten rytuał. Tak jak i długie rozmowy przy sushi w miłym towarzystwie, nie ma nic przyjemniejszego, niż popijanie miso, a później wspólne, powolne skubanie maków i nigiri, kiedy czas płynie i płynie, nie wiadomo kiedy.
A wracając do miso. Przepisów na nie jest wiele, każdy robi je po swojemu, jak żurek. Jego podstawą jest bulion dashi. Dashi można przygotować na kilka sposobów, można też kupić gotowy. Pierwsze miso przygotowałam na dashi z dodatkiem płatków bonito (płatki z suszonego tuńczyka) i glonów kombu, było dla mnie zbyt intensywne, kolejne z samych glonów kombu, to było za mało esencjonalne. Następne z kombu i suszonych grzybów shiitake, całość moczę przez noc, kombu nie usuwam z dashi a gotuję do miękkości i zostawiam w zupie, to dashi przypadało mi do gustu najbardziej. Zachęcam do eksperymentowania z różnymi rodzajami dashi, aby trafić na swój smak. Miso z mojej ulubionej restauracji, jak się ostatnio dowiedziałam, przygotowuje się bez bonito, jest wtedy daniem wegetariańskim. Rodzajów past miso jest kilka, czerwone, białe, brązowe, od jego smaku zależy smak zupy, zbyt intensywny i zupa będzie niejadalna. Używam delikatnego w smaku, białego miso (nazywa się białe, choć jego kolor jest jasno żółty, bardzo dobre kupowałam kiedyś w Kuchniach Świata), a do samej zupy dodaję jedynie tofu i szczypiorek, to najprostsza, klasyczna wersja, choć miso można przygotować z bardzo wieloma dodatkami, ale to temat na oddzielny post...
Przepis dedykuję Ewie a wpis wszystkim tym, których za każdym razem ciągnę na sushi:)
Miso
(porcja dla 2 os.)
Dashi:
1 płatek kombu, ok. 10cm, opłukany zimną wodą i pocięty nożyczkami na mniejsze kawałki
3 suszone grzyby shiitake
ponadto:
ok. 5-6 czubatych łyżeczek białej pasty miso
tofu, pokrojone w kostkę
posiekany szczypiorek
Grzyby zalać 1l gorącej wody, zostawić do namoczenia, ok. 2-3godz., woda powinna ostygnąć a grzyby być idealnie miękkie (można i nawet lepiej, moczyć je przez noc razem z kombu, kombu dodajemy do grzybów gdy woda ostygnie). Do namoczonych grzybów dodać kawałki kombu i moczyć je min. 30 min (lub razem przez noc, jw). Grzyby wyjąć a bulion gotować na małym ogniu, aż glony będą miękkie.
Odlać ok. pół szklanki bulionu i rozmieszać w nim ok. 5-6 łyżeczek pasy miso (lub więcej, w zależności od intensywności pasty miso), wlać do gorącego bulionu, wymieszać i natychmiast zdjąć z ognia (nie gotować!). Wlać do miseczek z wcześniej pokrojonym tofu, posypać szczypiorkiem i gotowe. Podawać natychmiast.
Smacznego!
11 komentarzy:
Miso nieodwolalnie kojarzy mi sie z przedszkolem, do ktorego moja corka chodzila, tam panie na sniadanie robily wlasnie miso z tofu,bylo przepyszne,sama jeszcze nie robilam,ale chodze za kazdym razem kolo regalu japonskiego,jak jestem w sklepie azjatyckim i za kazdym razem wychodze bez pasty....
Dla scislosci-panie jadly miso na sniadanie i czestowaly dzieci,ktore mialy na nie ochote, dzieci jadaly przewaznie pieczywo z nutella,co wowczas tez dla mnie bylo szokiem....
Pozdrawiam :)
Piękne miso Ci wyszło:-) Tak piszesz o tym wszystkim, że i ja zaczynam odpływać w inny świat i to bez miseczki miso i sushi. Masz moc koleżanko:-) Ja się musze wczytać mocniej w Twojego bloga i przepisy na sushi;-) Miłego dnia:-)
A ja miso nie jadłam i nie potrafię sobie nawet wyobrazić smaku, ale domyślam się, że skoro lubię azjatyckie smaki i lubię sushi to pewnie by mi smakowało, chociaż jest to danie, które wolałabym najpierw spróbować w wykonaniu kogoś innego niż swoim. Czas się wybrać na poszukiwanie sushi barów w Belfaście, pewnie są gdzieś poukrywane ;)
Świetne zdjęcia:)
A wpis uważam za dedykowany sobie również:)
Nie wiem jak to zrobiłaś, że udało Ci się tak pięknie i wyjątkowo sfotografować niespecjalnie atrakcyjną wizualnie zupę:-) Za przepis bardzo dziękuję, uwielbiam miso, ale dotychczas korzystałam z gotowego dashi, teraz wreszcie spróbuję sama. Pozdrawiam!
Jakoś nigdy nie było mi dane jeść miso, u nikogo nie trafiłam a sama nie robiłam, bo nie bardzo wiedziałabym od czego zacząć (lubię zrobić coś od podstaw, zamiast gotowca ze sklepu). Ale tak napisałaś o tej zupie, że czuję się w obowiązku ją zrobić:) Zdjęcia cudne, jak zwykle:)
Smaczna geometria:)
Jakoś nie miałam jeszcze okazji skosztować tej zupy.. Kolejne danie na liście "do zrobienia":) Jak zwykle coś inspirującego tu znajduję:)
pozdrawiam
Gosiu,
Ależ fajne przedszkole ma Twoja córka:)
Gosiu,
Dziękuję:)
Nobleva,
Skoro lubisz sushi, to myślę, że i miso będzie Ci smakować:)
Delie,
I bardzo dobrze uważasz;) Do zobaczenia się na sushi!:)
Daga, Mar, Olliveta
Dziękuję Dziewczyny:) I cieszę się, że przepis się przyda:)
Patrycjo, czekałam na ten wpis :))) Teraz mam pretekst, aby wybrać się do Rzeszowa na zakupy kulinarne. A potem już miso na śniadanie, na obiad, na kolację. Do znudzenia. Choć wątpię, aby ta kuchnia mogłaby mi się kiedykolwiek znudzić ;)
p.s. tamto okno w oczekiwaniu na miso, pamiętam :)
Ewo,
Z lekkim opóźnieniem, ale jest:) P.S. Następnym razem przy "moim" oknie:-)
Przeglądam sobie wpisy, czytam, oglądam i mój wzrok utknął na misce z Miso. Ale zaraz potem przeskoczył na te cudne nożyce!
Domowe Miso to potęga. Nie myślałam, że to powiem, ale bije na głowę Miso z Wagamamy!
Pozdrowienia z Dolnego Mokotowa.
Prześlij komentarz