Książki wędrują do...
Był listopad 2010 roku. Leżałam chora na zapalenie płuc w szpitalu - jak się później okazało - dodatkowo z podejrzeniem chłoniaka. Oddział chorób płuc. Wszyscy kaszlący. W domu roczny synek, mocno przeziębiony.
Mój mąż zadzwonił do swojej siostry z porośbą o pomoc. Rzuciła wszystko i przyjechała. Ponad 300 km.
Ugotowała dla mnie rosół. Pamiętam go do dziś - z kawałkami kurczaka i kluseczkami lanymi. Z marchewką i pietruszką. Gorący i aromatyczny. Przywiozła mi go do szpitala w dużym słoiku z etykietą papryki konserwowej z Rolnika, z czerwoną nakrętką. Zawinięty w ściereczkę.
Do dziś, gdy sobie o tym przypominam, oczy zachodzą mi łzami. Justyna, dziękuję...
Mój mąż zadzwonił do swojej siostry z porośbą o pomoc. Rzuciła wszystko i przyjechała. Ponad 300 km.
Ugotowała dla mnie rosół. Pamiętam go do dziś - z kawałkami kurczaka i kluseczkami lanymi. Z marchewką i pietruszką. Gorący i aromatyczny. Przywiozła mi go do szpitala w dużym słoiku z etykietą papryki konserwowej z Rolnika, z czerwoną nakrętką. Zawinięty w ściereczkę.
Do dziś, gdy sobie o tym przypominam, oczy zachodzą mi łzami. Justyna, dziękuję...
Dobrych parę lat temu przyjechałam do domu po niezaliczonym egzaminie na studia. Byłam bardzo przybita, bo zostałam uwalona niesprawiedliwie.
Mama, wiedząc jaki jest najlepszy comfort food, postawiła na stole niezawodny rosół z wiejskiego kurczaka. Nad talerzem gorącej zupy rozkleiłam się zupełnie. Łkając spazmatycznie opowiadałam, co się stało, a mama ze zrozumieniem kiwała głową. I wtedy, dziś nawet nie wiem dlaczego (pewnie dlatego, że byłam młoda i głupia), zdenerwowałam się:
- Taki dobry ten rosół, a tak go zawsze spieprzysz kupnym makaronem! Zrobiłabyś domowego. Jak wtedy, kiedy byłam mała!
Mam się obruszyła (słusznie zresztą):
- Dziecko, ja nie mam siły ani czasu robić domowych klusek do rosołu. Wiesz, ile to zajmuje?
Na co ja się obraziłam. Jak głupi szczeniak. Wyszłam po prostu. Był wieczór, więc poszłam spać.
Można sobie wyobrazić, jak nerwowa atmosfera była następnego dnia na śniadaniu. Mama była wciąż urażona, a ja nie wiedziałam, jak przeprosić (wciąż młoda i głupia, nie zapominajmy).
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Byliśmy zdziwieni, bo nikogo się nie spodziewaliśmy.
W drzwiach stała moja Babcia z wiklinowym koszykiem. Lekko przygarbiona, widocznie zmęczona, ale uśmiechnięta.
- Córeczko, nagniotłam domowych kluseczek dla ciebie. Chodź, pojesz sobie i wszystko będzie dobrze.
I jak gdyby nigdy niż zdjęła płaszcz, odwiesiła go i ruszyła do kuchni szukać dużego gara na zagotowanie wody.
Okazało się, że poprzedniego wieczoru Mam zadzwoniła do Babci. A Babcia, nic nikomu nie mówiąc, wstała o czwartek nad ranem, zagniotła ciasto makaronowe, zrobiła i lekko podsuszyła domowy makaron, po czym złapała pierwszy autobus i jechała do nas godzinę spełnić moją fanaberię.
Oczywiście poryczałam się nad tym rosołem. I udało mi się w końcu przeprosić (ach, babcina mądrość!).
Rzecz jasna od tamtej pory żadna zupa – ba, nie wiem, czy jakakolwiek potrawa – nie smakowała tak bardzo jak rosół Mamy i makaron Babci przygotowane z miłością, aby utulić moje smutki.
Mama, wiedząc jaki jest najlepszy comfort food, postawiła na stole niezawodny rosół z wiejskiego kurczaka. Nad talerzem gorącej zupy rozkleiłam się zupełnie. Łkając spazmatycznie opowiadałam, co się stało, a mama ze zrozumieniem kiwała głową. I wtedy, dziś nawet nie wiem dlaczego (pewnie dlatego, że byłam młoda i głupia), zdenerwowałam się:
- Taki dobry ten rosół, a tak go zawsze spieprzysz kupnym makaronem! Zrobiłabyś domowego. Jak wtedy, kiedy byłam mała!
Mam się obruszyła (słusznie zresztą):
- Dziecko, ja nie mam siły ani czasu robić domowych klusek do rosołu. Wiesz, ile to zajmuje?
Na co ja się obraziłam. Jak głupi szczeniak. Wyszłam po prostu. Był wieczór, więc poszłam spać.
Można sobie wyobrazić, jak nerwowa atmosfera była następnego dnia na śniadaniu. Mama była wciąż urażona, a ja nie wiedziałam, jak przeprosić (wciąż młoda i głupia, nie zapominajmy).
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Byliśmy zdziwieni, bo nikogo się nie spodziewaliśmy.
W drzwiach stała moja Babcia z wiklinowym koszykiem. Lekko przygarbiona, widocznie zmęczona, ale uśmiechnięta.
- Córeczko, nagniotłam domowych kluseczek dla ciebie. Chodź, pojesz sobie i wszystko będzie dobrze.
I jak gdyby nigdy niż zdjęła płaszcz, odwiesiła go i ruszyła do kuchni szukać dużego gara na zagotowanie wody.
Okazało się, że poprzedniego wieczoru Mam zadzwoniła do Babci. A Babcia, nic nikomu nie mówiąc, wstała o czwartek nad ranem, zagniotła ciasto makaronowe, zrobiła i lekko podsuszyła domowy makaron, po czym złapała pierwszy autobus i jechała do nas godzinę spełnić moją fanaberię.
Oczywiście poryczałam się nad tym rosołem. I udało mi się w końcu przeprosić (ach, babcina mądrość!).
Rzecz jasna od tamtej pory żadna zupa – ba, nie wiem, czy jakakolwiek potrawa – nie smakowała tak bardzo jak rosół Mamy i makaron Babci przygotowane z miłością, aby utulić moje smutki.
W zeszłym roku pojechałam z mężem do Norwegi trochę zarobić.
Upały dawały się bardzo we znaki i nie bardzo chciało się gotować.
Jak miło byliśmy zaskoczeni kiedy, któregoś dnia norwescy sąsiedzi przynieśli nam duży garnek zupy rybnej a do tego świeżo wypieczone bułeczki w kilku rodzajach.
Zamieszałam łyżką w garnku, jaki zapach aż ślinka ciekła a sama zupa wyglądał obłędnie.
Kawałki łososia pływały z brokułem, papryką w każdym kolorze, dużą ilością pora doprawione czosnkiem, zabielone mlekiem i śmietaną. Poezja smaku, przepyszna bardzo syta, nigdy nie jadłam tak dobrej zupy.
Upały dawały się bardzo we znaki i nie bardzo chciało się gotować.
Jak miło byliśmy zaskoczeni kiedy, któregoś dnia norwescy sąsiedzi przynieśli nam duży garnek zupy rybnej a do tego świeżo wypieczone bułeczki w kilku rodzajach.
Zamieszałam łyżką w garnku, jaki zapach aż ślinka ciekła a sama zupa wyglądał obłędnie.
Kawałki łososia pływały z brokułem, papryką w każdym kolorze, dużą ilością pora doprawione czosnkiem, zabielone mlekiem i śmietaną. Poezja smaku, przepyszna bardzo syta, nigdy nie jadłam tak dobrej zupy.
4 komentarze:
Gratuluję dziewczynom
Właśnie przeczytałam wyniki. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - jestem maniaczką książek kucharskich. To fantastyczny akcent an koniec tego pięknego roku. :)
PS. Już ślę maila.
Jestem mega szczęśliwa, taka niespodzianka i to na święta. Książek nigdy dość zwłaszcza kucharski.
Gratulacje dla pozostałych dziewczyn i Wesołych Świąt.
Prześlij komentarz