2019/09/09

„Miłość. Ścieżki do wolności" Nowa książka Agnieszki Maciąg.



Jestem po lekturze najnowszej książki Agnieszki Maciąg „Miłość. Ścieżki do wolności”.
Czytałam ją powoli, dając sobie czas na refleksje, przemyślenia i wchłonięcie reakcji, które we mnie wzbudziła. Jedno wiem z pewnością - ta książka jest niezwykła i cudownie wartościowa. Jednocześnie bardzo praktyczna, często cucąca, zadająca trudne pytania i dająca mądre wskazówki, jeśli tylko chcemy z nich czerpać.

Potrzebna bardzo nam, kobietom, wychowanym w modelu poprzednich pokoleń i wartościach, które ciężar naszej siły i wiary w siebie opierały na akceptacji widzianej w cudzych oczach, cudzych oczekiwaniach, poza nami samymi.
Książka przepełniona różnymi odcieniami miłości, ucząca akceptacji i kochania siebie samej, głęboko. Pokazująca drogę do prawdziwej wewnętrznej siły, spokoju, niezależnej od wyglądu, zamożności, statusu społecznego.
Zapadło mi z niej w głowę takie zdanie „Nie żyję po to aby spełniać cudze oczekiwania”.
Od siebie dodam jeszcze „nikt nie musi rozumieć i akceptować moich decyzji, wystarczy że ja wiem, że są dla mnie najlepszym wyborem”.
Bo jest taka niepisana presja rodzinna, kulturowa, że coś musimy, powinniśmy żyć tak, robić tak, że ciąży nad nami powinność, obowiązek by jako kobiety być takie czy siakie, wedle cudzego, społecznego, widzimisię.
Nic nie musimy, o ile to nie jest nasza w ł a s n a  decyzja. 

Bo nikt naszego życia w naszej skórze nie przeżył i żyć za nas nie będzie. Ważne to czuć, że idziemy we własnych butach, myśląc swoje myśli, a nie cudze ich projekcje. Tylko tyle i aż tyle...  

Dziewczęta, Kobitki moje, polecam tę książkę, gorąco, Waszej uwadze.



4 komentarze:

mmm pisze...

Ja w trakcie i po lekturze miałam trochę mieszane uczucia. Wrażenie może..pewnej wtórności. Ale moje odczucia odnośnie tej książki (mieszane, jak wspomniałam) nie rzutują na całość twórczości - bardzo lubię książki pani Agnieszki, mam wszystkie, uwielbiam do nich wracać. Ścieżki do wolności wydały mi się raczej trochę takim uzupełnieniem Pełni życia, aniżeli samodzielnym bytem. To było ciekawe i wciągające, i lubię Jej sposób narracji, przemyślenia dające do myślenia :) a jednak albo czegoś mi zabrakło, albo wręcz przeciwnie - wszystko jest nazbyt oczywiste. Nie wiem, jak to lepiej określić, ale z drugiej strony - nie jest to najważniejsze. I to jest piękne w książkach - te same słowa i wersy odbieramy różnie :)

Patrycja pisze...

Mmm,
Tak, ale z perspektywy autora wiem jaki jest tego zamysł. Czytelnik która sięga po taką książkę, może i w większości sięga po raz pierwszy po twórczość danego autora, jest czytelnikiem nowym nigdy nie czytał bloga ani innych książek, wszedł do księgarni i kupił ot tak, albo coś gdzieś mu się obiło o uszy, to zawsze bierze się pod uwagę. Więc zamysłem jest jakby nakreślenie w pigułce wizji swojego świata, swojej drogi. Zgadzam się, że są tam pewne powtórzenia z poprzednich książek, ale jest wiele nowych rzeczy, technik, nigdzie wcześniej niewspomnianych. Mnie ta książka urzekła i dała wiele mądrych rzeczy do przemyślenia, wiele narzędzi do wykorzystania. Ta i „Pełnia życia”, która jest również świetna. Natomiast „Rozmaryn i róże” czytałam w szczególnym okresie życia, będąc świeżo w żałobie, i spokojny, łagodny, podnoszący na duchu ton tej książki, był mi bardzo wtedy potrzebny. I czasem rzeczy oczywiste do nas nie docierają właśnie w tej chwili czy momencie życia, każdy też na to samo patrzy inaczej. Czasem coś musi się wydarzyć, musimy coś przeżyć czy dojrzeć, różne to ścieżki. Pozdrawiam Cię serdecznie :)

Anonimowy pisze...

W kwestii pani Agnieszki Maciąg mam bardzo mieszane uczucia. Książki pełne głębokich przemyśleń, refleksji, dojrzałości… i z takimi emocjami poszłam na spotkanie z autorką podczas forum dla kobiet i… jakież było moje rozczarowanie. Miałam wrażenie, że mówi do nas zupełnie inna osoba - skupiona na sobie, dająca wyraźny sygnał, że oczekuje poklasku i uwagi. Kompletnie mi się to nie składało w całość, brak było spójności. Ten dysonans spowodował, że poczułam się oszukana. I choć prawdy zawarte w książkach nie straciły na wartości, to już sama autorka niestety tak.
I jak się okazało, nie tylko ja miałam takie odczucia.
Szkoda, ale to też była nauka. Z takich rozczarowań można wyjść również bogatszym.

Patrycja pisze...

Anonimowy,
Niestety to bywa przykre zderzenie, wizji autora z kart książki, a obcowanie z nim na żywo, może się zdarzyć, że pomnik runie. Ja nie poznałam Agnieszki Maciąg na żywo, tylko poprzez jej książki.