Z „mojego” polskiego sklepu odeszła moja ulubiona pani, dwie nawet.
Mijam pana, a on tak jakoś spogląda, przez głowę przebiega myśl, że może wyglądam jak nawiedzona tak uśmiechnięta, ale co tam, tego nie da się powstrzymać bo i po co.
Ale jemu nie o to. Bo nagle mówi „bardzo podoba mi się Twój rower”, podziękowałam, on dodał „you’re welcome” uśmiechnęliśmy się oboje, i pojechałam z tym kolejnym darem dalej.
Małe prezenciki, które dajemy sobie wzajemnie na ulicy, w kolejce po bułki czy rybę, na stacji kolejowej, czekając na tramwaj. Słowa spontanicznej uprzejmości.
W polskim sklepie pojawiła się nowa pani, klientka przede mną zapytała ją o imię, więc powiedziałam tylko, że miałam pytać, ale już wiem jak pani ma na imię i przedstawiłam się (bo lubię się zwracać po imieniu kiedy wchodzę i mówię „dzień dobry”)
W ogóle nie zdziwiły jej moje wielorazowe szmaciane woreczki na zakupy, ani to, że proszę o pakowanie wędliny wyłącznie w papier. Kiedy zapomnę woreczka, nie ma problemu dla niej zważyć luzem sześć michałków kokosowych i wrzucić mi do torby (niektóre panie bardzo tego nie lubią). Sama z siebie powiedziała, że pojęcia nie ma czemu ogórki pakuje się w folię i że dbanie o świat zaczyna się od własnego domu. Oczy mi się zaświeciły.
No swój człowiek, pomyślałam.
Kiedy ważyła mi ser, pyta czy może chcę więcej, bo ona tego kawałka końcowego już nie sprzeda. Czytaj: będzie wyrzucony. Takich przykładów jest więcej.
Niby to jej praca i widzę, że innym nie chce się wysilać, ale ona jest tam taką zapobiegliwą, skrzętne gospodynią, lubiącą harmonię i porządek by dobrze pracować. Do tego z pogodnym usposobieniem.
Sama poprosiła mnie, by zapisać na kartce produkty, które zwykle kupuję i są w sklepie, bo jest nowa i nie wie, a chce zamówić. Zaproponowałam, że może komunikator internetowy będzie bardziej wygodny. Zgodziła się od razu. A ja dwa dni dumałam czy mogę ją o to poprosić, bo tak komunikowałyśmy się z poprzednią panią, pisała mi czy np. twaróg, drożdże i ulubiona musztarda są w nowej dostawie.
W wiadomościach zawsze podpisuje się imieniem i pozdrawia serdecznie.
Swój człowiek.
Wczoraj zapytałam czy będzie w piątek w sklepie, odpisała, że tak i zaprasza.
Zaraz wsiądę na rower i zawiozę jej kawałek mojego chleba, przy okazji zerknę co nowego przyszło w dostawie. Marzy mu się kanapka z twarogiem śmietankowym z Czarnkowa i dżemem porzeczkowym. Tak, można marzyć o dobrym twarogu, co mieszkającym w Polsce może wydawać się śmieszne, ale tu bywa raz na tydzień, kilka sztuk.
I przyjemnie kiedy to marzenie się spełni.
Miłe gesty jest ich co raz mniej. Dobrego dnia
OdpowiedzUsuńNiestety, ale dobrze jest dawać przykład i kultywować zwykłą uprzejmość i grzeczność bo naprawdę jeszcze 20-50 lat i to zaniknie...
OdpowiedzUsuńCzytałam z kukurydzą ❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńTo o czym piszesz to tak niewiele, a tak wiele znaczy!
OdpowiedzUsuń:):):)
Magda,
OdpowiedzUsuńCudownie🤗💕
Unknown,
OdpowiedzUsuńDokładnie💕
Bardzo ludziolubny wpis❤dziękuję za tę historię. Życzę Ci miłego popołudnia i udanego weekendu😊
OdpowiedzUsuńBardzo ludziolubny wpis❤dziękuję za tę historię. Życzę Ci miłego popołudnia i udanego weekendu😊
OdpowiedzUsuńTak malo kosztuje bycie milym a jaka radosc to sprawia drugiej osobie. Przepiekny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak pieknie piszesz o zwyklym, niezwyklym zyciu, niewymuszonej zyczliwosci, serdecznosci, ktora splywa na dusze jak balsam w tym czesto nieladnym swiecie.
OdpowiedzUsuńWlasnie te drobiazgi, okruszki sa tak wazne dla nas wszystkich.
Dziekuje i pozdrawiam serdecznie
Kasia
Niestety, widzę ogromną zależność między tym, jak się w danym kraju żyje, a ogólną życzliwością na co dzień. Jeśli masz głowę wypełnioną zmartwieniem, jak dociągnąć do pierwszego, bo pomimo wyższego niż przeciętne wykształcenia i wcale nie najniższej krajowej brakuje ci na ratę kredytu, czynsz, a jeszcze na psychologa dla syna mieć trzeba, na korepetycje, żeby dostał się do średniej szkoły po pandemii, na naukę angielskiego, bo wiadomo, że ważny dla obu synów, i gdy zastanawiasz się, czy kupić marchew i paprykę, bo lubisz, ale taka droga.. - to wszystko powoduje, że jesteś „nieobecna” dla innych, bo mieszkasz cały czas w swojej głowie.. Budzisz się, gdy ktoś - zwykle niestety starszy człowiek - na ciebie nakrzyczy, że stał tutaj, tylko na chwilę odszedł, a ty zajęłaś jego miejsce, albo jakiś facet w wieku produkcyjnym, który jest królem życia, bo prowadzi dochodowy interes i ubiera się, jakby właśnie przyjechał do Aspen, rzuci na ciebie pogardliwe spojrzenie i wbije słowną szpilę.. Oto Polska…
UsuńTak niewiele, a tak wiele - czasem wystarczy uśmiech, mały gest a tyle radości <3
OdpowiedzUsuńCiekawie piszesz. Wracam na bloga regularnie. Doskonały język.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane! Jeszcze nie robiłam chleba samodzielnie :)
OdpowiedzUsuńwygląda pysznie. Muszę spróbować!
OdpowiedzUsuńAgnieszka, namawiam, to wspaniała przygoda :)
OdpowiedzUsuń