2014/12/15

Bożonarodzeniowy konkurs książkowy.


Do wygrania w konkursie będą wspaniałe książki:

"Chleb" Jeffreya Hamelmana
"What Katie Ate" Katie Quinn Davies oraz
"Mąka woda drożdże sól" Ken Forkish



Aby wziąć udział w konkursie, należy zostawić komentarz tutaj, pod tym wpisem.

Proszę abyście napisali o najpyszniejszym daniu jakie dla Was ugotowano.

Ze wszystkich odpowiedzi wybiorę trzy, których autorzy otrzymają w/w nagrody.
Na odpowiedzi czekam do 20 grudnia, do godz. 12.00.
Wyniki ogłoszę 22 grudnia, tutaj, pod wpisem konkursowym.


58 komentarzy:

Unknown pisze...

Po zapoznaniu się z pytaniem konkursowym, pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy, był...pierwszy chleb upieczony domowym sposobem przez mojego tatę. Kilka lat temu. Od razu udany, bo tata ma smykałkę do wszystkiego. Chlebek z prostego przepisu, na zakwasie, niesamowicie aromatyczny, z mięciutkim miękiszem i chrupiącą, gorącą jeszcze skórką. Spałaszowałam obie "piętki", ale to było nadal za mało. Dopiero wtedy przekonałam się, czym jest prawdziwe pieczywo i od tamtej pory niecierpliwie czekam na wypieki taty za każdym razem, gdy odwiedzam rodzinny dom.

MB pisze...

Najpyszniejszym daniem, jakie dla mnie ugotowano... była ZUPA TAJSKA Z KAWAŁKAMI DORSZA, przyrządzona przez Mojego Męża :), z dużą ilością pietyzmu i przyprawiona uczuciem. Pierwszy łyk na zawsze utkwił mi w pamięci - zupa była pikantna od papryczki chili i imbiru, ale ze słodką kokosową nutą złamaną trawą cytrynową; aromatyczna, opatulająca w listopadzie. Dorsz stał się w niej delikatny i kruchy, spełniał dobrze swoją rolę sycącego białkowego dodatku. Oczy też się nie mogły nacieszyć pomarańczowym odcieniem, którego tak za oknem brakuje w szare dni. Powtórka konieczna :) Ale czy znów wyjdzie taka smaczna...?

Ame pisze...

Najpyszniejsze danie przygotowuje moja Babcia. Gołąbki w jej wykonaniu są mistrzowskie i zawsze robi je tylko dla mnie od najmłodszych lat. Wszelkie uroczystości, spotkania rodzinne i na stół wjeżdżają one - uduszone w brytfannie a potem podsmażone na smalcu tak mocno, aż skorka zaczyna sie robić czarna. I słowa Babci które zawsze temu towarzysza " prosze ich nie jeść, one są dla mojej Amelci". Oczywiscie wszyscy je uwielbiają, kazdy chwyci jednego, ale ja jestem spokojna-wiem, ze w lodowce czeka caly garnek który zabiorę do domu. I mimo moich 27 lat, mnóstwa zjedzonych potraw, to wlasnie jest mój smak, tylko moja potrawa. Okraszona miłością i wykonana przez ukochane dłonie, pokryte pajączkami.

ag pisze...

Dla mnie zawsze najważniejszym i najpyszniejszym daniem, ktore jadłam w swoim 23 letnim życiu sa pierogi ruskie. To taka nasza rodzinna tradycja. Najpierw robiła je prababcia (która żyła 104 lata, moze to dzieki pierogom?;)) , potem babcia, mama no i ja. Do tej pory przy większych rodzinnych wydarzeniach, gdy spotykamy sie w domu Babci sa pierogi ruskie. Przyrządzamy je razem albo przyjeżdżamy z rodzina "na gotowe", bo babcia jest w gorącej wodzie kąpana i wszystko lubi robic sama. Chociaż wspólne zagniatania ciasta - to zazwyczaj moja robota, bo mam najwiecej krzepy w rękach - robienie ziemniaczanego farszu, a potem potem lepienie pierogów i konkurs czyj pierog najładniejszy to dla mnie najwieksza frajda. Najlepiej smakują te już ugotowane i z wielkiej miski, gdzie leżakują. Na talerzu oczywiście tez, ale bez podjadania to nie to samo. "Najgorzej" mam z wujkiem, bo on tak jak ja jest pierogowym-wcinaczem i to do nas należy ostatnia porcja pierogów, którymi tak cieżko sie dzielić... ;) brzuchy wypchane po same brzegi ale i tak musimy sie policytowac kto zje więcej. Już nie mogę doczekać sie Bożego Narodzenia, bo wiem, ze bedą na mnie czekać - albo składniki albo gotowe, ciepłe pierogi!

Anna pisze...

Dla mnie każde danie, które ktoś dla mnie ugotuje jest pyszne. Nie przepadam za gotowaniem choć oczywiście gotuję więc jeśli ktoś poświęci dla mnie czas i mi coś ugotuje jestem najszczęśliwsza na świecie. Najczęściej są to polskie pyszności, które teraz bardzo rzadko jadam. Ostatnio uświadomiłam sobie, że na pewno 15 lat nie jadłam kapuśniaku i poprosiłam mamę o ugotowanie. Ale nie musi to być polskie danie, ważne, że ktoś poświęcił dla mnie czas i myśli.

wantula pisze...

W zeszłym roku pojechałam z mężem do Norwegi trochę zarobić.
Upały dawały się bardzo we znaki i nie bardzo chciało się gotować.
Jak miło byliśmy zaskoczeni kiedy, któregoś dnia norwescy sąsiedzi przynieśli nam duży garnek zupy rybnej a do tego świeżo wypieczone bułeczki w kilku rodzajach.
Zamieszałam łyżką w garnku, jaki zapach aż ślinka ciekła a sama zupa wyglądał obłędnie.
Kawałki łososia pływały z brokułem, papryką w każdym kolorze, dużą ilością pora doprawione czosnkiem, zabielone mlekiem i śmietaną. Poezja smaku, przepyszna bardzo syta, nigdy nie jadłam tak dobrej zupy.

polagat pisze...

Najwspanialszym, najsmaczniejszym daniem, które dla mnie ugotowano był czerwony barszcz i pieczony kurczak, które mąż przyniósł mi do szpitala położniczego. Byłam naprawdę mocno głodna, po fizycznym wysiłku jakim jest poród i na szpitalnej diecie, która nie pozostawała złudzeń co do wartości odżywczych i walorów smakowych. Barszcz i kurczak smakowały wyjątkowo, zawierały w sobie mnóstwo miłości, która nie została wyrażona słowami. W tym geście i posiłku zawierał się ogrom magii, tej właśnie wyjątkowej chwili gdy naszej córeczce było zaledwie kilka godzin a dziś, właśnie kilka dni temu skończyła 16 lat. Do tej pory niosę w sobie ten zapach i przecudowny smak tych niezwykłych potraw i nigdy tego nie zapomnę!

Marta (Pani Sowa) pisze...

Jedno? Najpyszniejsze? Może być problem... Jako pierwsze przyszła mi na myśl sałatka caprese, którą zrobił mi mąż - sam zmęczony po pracy, chciał pomóc mi się zrelaksować po równie ciężkim dniu... Weszłam do pokoju po godz. 21, po uspaniu synka, a mąż wniósł wielki talerz caprese i butelkę wina. To był jeden z najprzyjemniejszych wieczorów, jakie razem spędziliśmy... (choć, wydawałoby się, nic w nim takiego szczególnego)
Ale - jeśli o gotowaniu mowa - najpyszniejsze danie zawdzięczam mojej mamie. Jadłam je raz, raz też je mama przyrządziła. Ale ten raz wystarczył, by na stałe zapisać się w mojej pamięci... Byłam wtedy już pełnoletnia, mieszkałam wciąż z rodzicami. W dniu swoich osiemnastych urodzin mogłam oficjalnie przejść na wegetarianizm - wcześniej mama upierała się, że "nie będzie gotowała kilku dań na obiad, by każdego zadowolić". (Dodawała przy tym zwykle, że po osiemnastce mogę nawet przejść na energię kosmiczną, jeśli zechcę ;)). Swoje zdanie - niechęć do przygotowywania kilku posiłków w zależności od tego, kto na co ma ochotę - podtrzymywała i po moich urodzinach, przez co często zmuszona byłam w miejsce kotleta czy mielonych zjadać jajko sadzone lub inny, w tym momencie mało ciekawy (monotonny, z upływem czasu) substytut. Aż do pewnego dnia, kiedy to mama postawiła przede mną talerz jakiejś chińskiej potrawy. Nie pamiętam jej nazwy, nie wiem nawet, jakiej odmiany była kapusta, która grała w tym daniu główną rolę... Było ono proste: składało się z ryżu, kapusty i przypraw, ale stanowiło tak niesamowitą mieszankę smaków, że - mówiąc kolokwialnie - pożarłam wszystko w mgnieniu oka! Mama, tłumiąc (a może i nie maskując?) uśmiech satysfakcji, powiedziała, że specjalnie z myślą o mnie szukała i przepisu, i odpowiednich produktów. Rozczuliła mnie tym bardzo! I choć kolejne dni przyniosły dawną rutynę, tak ten wyjątkowy obiad zapamiętam do końca życia :).

Cinnamonelf pisze...

Uwielbiam jeść, przygotowywać dania dla innych oraz cenię sobie dania szykowane specjalnie dla mnie. Jadłam wiele pysznych dań dlatego ciężko wybrać jedno najlepsze. Dlatego może wybiorę takie, które po pierwsze mnie zaskoczyło smakowo, po drugie dlatego, że ta osoba specjalnie je przygotowała nie znając wcale azjatyckiej kuchni. To niesamowite! Co śmieszniejsze jadłam je wczoraj:) Niektórzy powiedzą, że pewnie jak wyjadę do Azji i jej spróbuję to będę miała prawdziwe porównanie. Dla mnie jednak liczy się smak i to, że było robione specjalnie dla mnie. Danie to zawierało m.in.krewetki, mleczko kokosowe i świeżą kolendrę. Zgadliście? Tak to zupa tajska :) Pyszna rozgrzewająca, wariacja smakowa. Oszalałam i chcę więcej.

Ewa pisze...

Na początek muszę wspomnieć, że uwielbiam, kiedyś ktoś dla mnie gotuje. I nie chodzi tutaj o częstowanie daniem, które gotuje się tak czy inaczej, czy nawet o te wizyty połączone z obiadem, który zawsze jest jakiś taki bardziej dopieszczony, kiedy przychodzą goście...
To zwykle jest bezosobowe.
Ale kiedy ktoś, kto mnie zna, wiec co lubię i domyśla się, co może mi zasmakować wchodzi o kuchni specjalnie po to, żeby sprawić mi prostą radość, w postaci nowych interesujących smaków podanych na codziennej zastawie... wtedy czuje się kochana.
Zwykle taką osobą jest dla mnie mój tata. To on zaraził mnie miłością do jedzenia i nauczył gotować. Nie widujemy się często, ale kiedy przyjeżdżam często mówi "a wiesz, zrobiłem ostatnio... to by ci smakowało. Ugotuję ci!". I wtedy stoję w progu maleńkiej kuchenki z kubkiem herbaty, obserwując, żeby się czegoś nauczyć i rozmawiamy o smakach poszczególnych składników i tym, jak się ze sobą komponują i o przyprawach i nożach kuchennych z takim zaangażowaniem, jakby to był plan ratowania świata. Tak naprawdę to czasem ratuje mój świat, kiedy jestem smutna, zmęczona i zrezygnowana i słysząc "ugotuję ci" czuję, że jednak jest we mnie spokój.
Takie dania są zawsze najpyszniejsze.
A ostatnio najpyszniejszym z najpyszniejszych była kaczka, którą uwielbiam jeść, ale nienawidzę przyrządzać - tym lepiej, gdy ktoś zrobi ją dla mnie. W dodatku idealnie komponowała się z domową gruszkową musztardą, którą przywiozłam w prezencie. A poczucie, że jednak dało się też coś od siebie, zamiast tylko brać czyni te najlepsze dania jeszcze lepszymi.

Ps. Przeglądam Twojego bloga już od dawna, a jeszcze nie zdobyłam się na komentarz, ale na to pytanie chciałam odpowiedzieć. Bo przyjemnie odpowiadać na takie pytania. A skoro już się przełamałam to postaram się ośmielać częściej.

Małgosia Frej pisze...

Lazanki mojej babci Gieni. bez dwoch zdan. w podstawowce czesto po szkole chodzilam do babci zeby poczekac az rodzice beda mogli mnie odebrac z pracy. babcia zawsze witala mnie herbatka z cukrem i cytryna (w szklance i wiklinowym ochraniaczu zeby sie nie poparzyc) a moje ulubione danie jakie przygotowywala to byly wlasnie lazanki. zwykle bylo to zima, bo miala wlasna kiszona kapuste. pamietam jak sie zajadalam, a babcia komentowala ze az mi sie uszy trzesa i nie mogla sie naciszyc z tego ze tak ladnie zjadam caly kopiasty talerz lazankowej dobroci. takie proste danie, a daje takie poczucie bezpieczenstwa i babcinego ciepla.

Hanna pisze...

Najlepsze danie jakie dla mnie ugotowano to: podsmażana kapusta mojej babci.
Nikt nigdy nie zrobił nic tak prostego a tak pysznego. Nikt nigdy nie był już w stanie tego powtórzyć. Tęsknie za babcią. I za jej kapustą. I za jej miłością, którą przelewała na wszystko co gotowała.

gadulka pisze...

ja uwielbiam gotować i jeść ale przyznam sie, że rzadko ktoś dla mnie gotuje. ale do tej pory pamiętam smak pizzy w Neapolu. cienka pizza z sosem pomidorowym ze świeżą bazylia i oliwą z oliwek - to wszystko ;) podana na szarym papierze. prosta genialne świeże składniki - i wtedy zrozumiałam, ze nie należy przesadzać w kuchni bo najlepsze są proste dania gdzie ilość składników nas nie przytłacza.

Kalina pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

Z wielką trudnością wybiorę tylko jedno danie. No ale cóż jak mus to mus ;). Tym, żę oto cudownym daniem było jedzone przeze mnie risotto z tuszem kałamarnicy oraz przepyszną rybą. Danie to było mi dane skonsumować w Wenceji podczas wrześniowych wakacji. Ta potrawa a raczej jej wspaniałość trudno opisać słowami. Ryż idealnie ugotowany, rybka mięciutko wręcz rozpływająca się w ustach. Sos sporządzony z czarnego tuszu kałamarnicy wyglądał tak przepysznie, że spoglądając na talerz nie było opcji aby się nie oblizać. Do końca życia będę szukać tego smaku. Mam cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane zjeść takie smakowite risotto

aĝ. pisze...

Najpyszniejszym daniem był dla mnie zawsze ryż na mleku, który przygotowywała dla mnie mama. Wystarczył jeden telefon, że coś poszło nie tak, że jest źle, albo po prostu lekko zachwiany głos - zawsze potrafiła to wyczuć. Wtedy rzucała wszystko i kiedy przyjeżdżałam do domu, czekał na mnie garnuszek pysznego, delikatnego ryżu pachnącego mlekiem i cynamonem. Może to śmieszne, bo zero w tym wykwintności, ale nie ma lepszego leku ani na złamane serce, ani na niepokój, ani na mętlik w głowie. Chodzi o przekazywaną miłość, która trafia prosto do serca. A to, że akurat dla mnie ryż na mleku był takim cudownym daniem, to kwestia zupełnie indywidualna. Teraz gotuję go sobie już sama, ale wspomnienia nadal pozostają, piękne i nienaruszone :)

Martyna pisze...

Najlepszym danie, jakie kiedykolwiek, ktokolwiek dla mnie ugotował był zwykły (a może i niezwykły?) rosół, przygotowany przez moją Babcię. Miałam może 12-13 lat i byłam bardzo przeziębiona, z łóżka nie wstawałam od dwóch dni i ledwo widziałam na oczy. Kochana babcia gdy zobaczyła mnie w takim stanie od razu wiedziała co robić :) Jej rosół zawsze był najlepszy na świecie, a wtedy smakował jak milion dolarów, albo i lepiej :) Do dziś pamiętam ten smak i bardzo miło wspominam to danie, mimo, że jestem teraz wegetarianką...I oczywiście nie dziwne - rosół pomógł lepiej niż wszystkie antybiotyki razem wzięte, a to chyba przez dodatek miłości, której w lekach brak... :)

lugola pisze...

Najlepsze danie ugotował dla mnie mój Ukochany. Tego dnia rano zjadłam owsiankę i do godz. 14 byłam tak zalatana, że nie zdążyłam nic przekąsić. Napisałam do P., że jestem bardzo głodna i musimy jeszcze przed odjazdem coś kupić do jedzenia. Od razu po zajęciach musiałam biec na powrotny pociąg do domu, więc umówiliśmy się już na dworcu. To właśnie wtedy dowiedziałam się, że mój cudowny Chłopak coś mi ugotował. Wsiedliśmy do pociągu i wtedy P. powiedział: "Mówiłaś, że jesteś głodna, więc zrobiłem i spakowałem dla Ciebie obiad". Był to ryż w sosie pomidorowym z kawałkami kurczaka. Pachniał przepięknie bazylią i curry.
To było wyznanie miłości zamknięte w kwadratowym pojemniku.
*Od tamtej pory próbowałam parę razy przyrządzić do samo (niby nie skomplikowane) danie, ale nigdy nie smakowało tak samo.*

Unknown pisze...

Najlepsza ptrawa to ta przygotowana prosto z serca:-)Ta, ktora najbardziej utkwila mi w pamieci nie jest wytworna ale przywoluje cieple wspomnienia. Kilka lat temu wracalam z pracy z bardzo kiepski nastroju. Calkowicie wykonczona weszlam do domu a w drzwiach zobaczylam mojego obecnego narzeczonwgo, wtedy chlopaka ubranego w garnitur. Z radia leciala bardzo mila kojaca muzyka a stol byl pieknie udekorowany swiecami. Cale napiecie szybko zniknelo. Jako ze nie mial za duzo czasu zaserwowal mi....jajecznice:-) Nie nalezala nigdy do noich ulubionych dan ale sposob w jaki zostala podana wszytsko mi zerekompenoswal i przegnal ciezar dnia:-) I ja bym chciala teraz obdarowac go wlasnym chlebem:-)

Kalina pisze...

Kiedy myślę o najpyszniejszym daniu przygotowanym dla mnie, pierwsze na myśl przychodzą mi pierogi z jagodami przygotowywane przez moją babcię. Ciasto było idealne a owoce wcześniej przygotowane tak aby były odpowiednio słodkie. Do tego pyszna wiejska śmietana. Po prostu idealne letnie połączenie.
Smak ten czuje do dziś. I jak o tym myślę, to zawsze przed oczami widzę jak wspólnie z rodzonym i ciotecznym rodzeństwem zajadaliśmy się tymi pierogami na huśtawce, która była przed domem dziadków.
Cudowne wspomnienia!

Ania pisze...

Był listopad 2010 roku. Leżałam chora na zapalenie płuc w szpitalu - jak się później okazało - dodatkowo z podejrzeniem chłoniaka. Oddział chorób płuc. Wszyscy kaszlący. W domu roczny synek, mocno przeziębiony.
Mój mąż zadzwonił do swojej siostry z porośbą o pomoc. Rzuciła wszystko i przyjechała. Ponad 300 km.
Ugotowała dla mnie rosół. Pamiętam go do dziś - z kawałkami kurczaka i kluseczkami lanymi. Z marchewką i pietruszką. Gorący i aromatyczny. Przywiozła mi go do szpitala w dużym słoiku z etykietą papryki konserwowej z Rolnika, z czerwoną nakrętką. Zawinięty w ściereczkę.
Do dziś, gdy sobie o tym przypominam, oczy zachodzą mi łzami. Justyna, dziękuję...

Grejtka pisze...

Może to zabrzmi banalnie, ale najpyszniejszym daniem jakie dla mnie przygotowano był babciny grysik. Babcia gotowała go zawsze na swojskim mleku, polewała brązowym masełkiem i posypywała cukrem i cynamonem. Proste ale smaczne...

rejka pisze...

Pysznych dań jest dużo. Najpyszniejsze to wiadomo=od babci. Uwielbiam jak przynosi niespodziankę przykrytą białym papierem. A ja mam radochę,bo zawsze poznam co to. Njbardziej lubię drożdżowe ciasto,a w środku niego jest pyszne zrobione kakaowe nadzienie. A ta kruszonka! mmm...ślinka leci,jak pomyślę,co na święta upiecze.. :)

Karolina pisze...

Dla mnie na zawsze pozostanie to zupa warzywna mojej babci, z warzywami pokrojonymi w idealną kostkę, świeżo posiekaną pietruszką i zasmażką.

cozerka pisze...

Jedno...ojej, to nie jest proste. Ale po dłuższym zastanowieniu stawiam na czerwony barszcz zabielany z ziemniakami i skwarkami. Smak dzieciństwa przygotowywany przez prababcie, a teraz odtwarzany przez babcię. Zawsze latem, zawsze z "ogródkowych" buraków, ze śmietaną zbieraną z mleka prosto od krowy. To nie jest wykwintne danie, ale ma w sobie równowagę smaków słonego (skwarki), słodkiego (buraki/śmietanka) i kwaskowatego (ocet/sok z cytryny). A do tego niesie w sobie tyle wspomnień, miłości i opowieści. Jest ich tak wiele, że czasami myślę, że to tylko taki "mityczny" idealny smak i że chyba przesadzam we wspomnieniach, ale wtedy dzwonię do babci (rezydującej latem na działce), zamawiam zupę, wsiadam w pociąg/samochód i jadę...na weekend, na jeden dzień albo na tydzień. I barszcz ma ten sam smak - słodko-kwaskowato-słony i ten sam wściekle, nieziemsko różowy kolor.

Zgłodniałam ;)

Unknown pisze...

Najlepsza rzecza, jaka jadlam byly nalesniki z zytniej maki z sosem z piestrzenica kasztanowatej [tutaj uwazny znawca grzybow krzyknie "Niemozliwe! Toz to trujace!", a jednak...]. We wschodniej Finlandii, gdzie mialam przyjemnosc spedziec lato w 2009 roku, zbiera sie piestrzenice kasztanowata, suszy a nastepnie, przed podaniem gosciom na talerz, poddaje obrobce termicznej. I tak powstaje jeden z najlepszych sosow grzybowych na swiecie (niech sie borowiki chowaja!). Minusem tej potrawy jest to, iz boje sie sama ja przygotowywac :D

Polaca Mala pisze...

Serwus!
Zazwyczaj to ja gotuję dla innych, jednak kiedy jest tutaj mój Luby, to on czasem przejmuje na siebie ten obowiązek, żeby mnie odciążyć. Rok temu upiekł dla mnie pięknego Sylwestra, okraszonego najsmaczniejszym kurczakiem z ziemniaczkami i marchewką. Czy siedzieliśmy w Sylwestra w domu, jak jacyś nudziarze? W domu? Owszem! Znudzeni / nudziarze? Nigdy! To był najpiękniejszy i najsmaczniejszy Sylwester jakiego miałam. Może dla kogoś patrzącego z boku nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego (ani w Sylwestrze ani w daniu). Przez niektórych moja radość z upieczonego - w „elektrycznym pudle” - pospolitego ptaka, mogłaby zostać postrzegana jako żenująca. Ja jednak tamtego pierwszego wspólnie spędzonego końca roku nigdy nie zapomnę, a żadne pieczone ptaszysko już nigdy tak mi nie zasmakuje jak tamtego wieczora :).
Pozdrawiam,
Polaca Mala
(polaca.mala.blog@gmail.com)

Jagoda pisze...

Należę do tej części ludzi, którzy raczej gotują niż jest im gotowane. Jasne, że sprawia mi to frajdę, szczególnie jeśli wszystkim smakuje. Ale też wiem, jak błogo się człowiek czuje gdy ktoś inny jest kucharzem. Bardzo lubię tę sytuację, szczególnie wtedy, gdy gotuje mój R. Stawia nieśmiałe kroki, a ja walczę ze sobą by nie tłamsić tego entuzjazmu uszczypliwościami. Bo wtedy może urodzić się coś pysznego.
Pamiętam gdy moja mama leżała w szpitalu. Nic wielkiego, ale musiała tam zostać na kilka dni. To był wyjątkowo kiepski czas - pogoda i nastroje skumulowały się w przytłaczającą mieszankę. Byłam zmęczona i przebąknęłam R. przez telefon, że zjadłabym dobre curry, że marzy mi się butter chicken. Wcześniej takiego nie jadłam, ale marzyć można. Wracając do domu pomyślałam, że trzeba będzie coś wymyślić, a nie mam ani siły, ani ochoty. Przekraczając próg mieszkania.. zamurowało mnie. Bo czekał na mnie ten mityczny butter chicken, a jakby tego było mało, do kompletu chlebki naan z czarnuszką. Było to o tyle zaskakujące, że do tej pory R. specjalizował się w smażeniu nienajlepszych kotletów. I jak znalazł czarnuszkę? Żaden obiad mi tak nie smakował. Wybacz mamo ;)

Iwona pisze...

Rok temu na Walentynki mój chłopak przywiózł mi do pracy wielki "termos" w środku którego znalazłam pieczone ziemniaki oraz dorsza i warzywa przygotowane na parze. Całość została doprawiona imbirem, którego zapach niesamowicie się roznosił. Może nie wydaje się to być najbardziej wykwintna potrawa, ale dla mnie najsmaczniejsza gdyż podarowana prosto od serca :)

Asia pisze...

Najpyszniejsze danie zrobiła dla mnie moja Babcia. A były to jajka z mąką - kaszubskie danie wymyślone z biedy. Kiedy było mało jajek, dodawano do nich mąkę i mleko, aby jakoś zakamuflować ten brak. Masę należało usmażyć, najpyszniej na wędzonym boczku, rwąc ją na kawałki. To było przepyszne w swojej prostocie! Zawsze prosiłam o to Babcię, kiedy byłam u Niej na wakacjach. Babci już nie ma, a ja nie umiem odtworzyć tego smaku. Smaku wakacji u Babci.

Joanna Lewańska pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
anwiko pisze...

Najlepsze danie jakie kiedykolwiek ktoś dla mnie ugotował to sine kluski i gotowana kapusta w wykonaniu mojej najukochanszej babci. Tak Ci zazdroszczę tego wspolnego z babcią pichcenia, Truflo. Dla mnie skończyło się dużo za szybko...
anwiko

Anonimowy pisze...

is good

DRUG Penis NATURAL
VigRX Plus ORIGINAL
How Penis and fastest penis length in the World.
Original VigRX Plus is a Natural Penis Enlargement Drugs Characteristically Harvesters , VigRX Plus ORIGINAL Able Troubleshooting Penis Size Men Over dozen Years, Prove Yourself Benefits Of Drugs Vigrx Plus In Enlarge Penis Size, greatness And Efficacy Penis VigRX Plus is very famous in the world. You are entitled meniikmati Sexuality The long life of your dreams this, get all of it by eating Drug Authority penis no.1 Original VigRX .
VigRX Plus ORIGINAL, Constantly Innovating To Provide The Best Herbal Supplements For Performance And More Your Penis Longer In Bed. It's Time To Enjoy Sexual Life Extraordinary. The Most Important Aspects In Relation Between Intimate Sense Is Both. In Short Time, You Will See Significant Results From Using Original VigRX Penis And Change your Physical Into Prima Conditions. What's For You Really Want! What Your Passion For It Always!
DRUG AGENT 69
Call Center Hp: 0821 3495 8895
(SMS) 24HR: 0856 0795 4414
BlackBerry Pin: 2ac 44 BCA


http://agenobat69.com/


- Tonic man
- Vimax Pills ORIGINAL
- DRUG VigRX Plus Penis
- original Vigrx
- Leech Oil
- Tool Penis
- Pants VAKOOU
- Drug Authority

Unknown pisze...

Witaj
jest taki smak, którego nigdy nie zapomnę. To nie tylko wspomnienie smaku ale pewnej subtelnej atmosfery, uczuć, zapachów i tego czegoś, co trudno opisać.
Kiedy byłam mała, mieszkaliśmy jeszcze w małym domku z ogródkiem (środek miasta ale jakoś tak cicho było i miło), przypominają mi się otwarte okna, ciepło lata i zapach wanilii ... mama robiła, tak zupełnie od święta np na moje urodziny (przypadają w czerwcu) Zupę Nic - absolutny szał! Delikatna, aksamitna, z waniliową nutą i lekkimi jak chmurka kluseczkami. To jest coś! nie mam przepisu i chyba bałabym się, że nie wyjdzie mi taka poezja :D ale odważnym polecam spróbować.

Unknown pisze...

z tych emocji zapomniałam dodać najważniejszego - to chyba nawet nie o tę pyszną Zupę Nic chodzi ale całość - z jednej strony wspaniały smak a z drugiej wyjątkowość chwili i to, ze ktoś zrobił to absolutnie specjalnie dla ciebie :)

reniari pisze...

Moje danie...hmmm naj naj to chyba pierogi z jabłkami zrobionymi przez Babcię. Byłam jedyną osobą, która miała takie dziwne życzenie. Inni zajadali się ruskimi. Co piątek Babcia przystępowała więc do zmasowanej produkcji ruskich i kilka z jabłkami. Były one zawsze tylko dla mnie i z myślą o mnie. Wyborne! Jeden raz pamiętam szczególnie, ponieważ Babcia osobiście przyniosła mi je do domu (zwykle ja przychodziłam do Babci).
Pamiętam dokładnie. Było ich 26, miałam jakieś 12/13 lat. Zjadłam wszystkie za jednym zamachem. Moja sytość była wprost proporcjonalna do radości w oczach Babci.

Danie numer dwa to kogel-mogel Taty. Niby zwyczajny, ale tak ucierać żółtek z cukrem nie potrafi nikt!!

lumpatia pisze...

Najpyszniejszy obiad jaki dla mnie ugotowano to niedzielny rosół taty, gotowany powoli, od bladego świtu i pierogi ziemniaczane z bryndzą mojej mamy. Najprościej, z miłością - najlepiej.

Syona Photography pisze...

Pamiętam, że to był wieczór. Moja maleńka kawalerka w zakurzonej Łodzi. Miałam po wejściu do naszej małej norki zamknąć oczy. Przede mną ukazała się zachwycająca konstrukcja, który ogrzewała bulgoczącą czekoladę. Z boku, w dość dużej, białej misce leżały świeże truskawki. Moja miłość. Wraz z moim Narzeczonym maczaliśmy owoce w czekoladzie delektując się chwilą. Niezapomniane chwile i smak.

Asia pisze...

Najlepsze danie, które zostało dla mnie ugotowane to placki ziemniaczane mojej Babci. Pamiętam je doskonale z dzieciństwa. Podawane były z cukrem, lub śmietaną, ale i tak najsmaczniejsze były same, bez żadnych dodatków. Najprostsze z możliwych dań, a najczęściej pojawiające się w moich prośbach dotyczących zachcianek obiadowych. Placki zawsze były soczyste, chrupiące i nie do podrobienia przez nikogo innego. Kojarzą mi się z latem, wakacjami, upalnym dniem :)

Szefowa Kuchni pisze...

Najmilej wspominam danie ugotowane przez mojego lubego, kiedy pierwszy raz zaprosił mnie do siebie. :) To nic, że było zbyt pieprzne, niedosolone i tak naładowane czosnkiem (ach to męskie wyczucie), że podczas rozmowy ze mną czuć go było później dwa dni. Najważniejsze, że było przyprawione miłością! :) I dlatego właśnie NAJPYSZNIEJSZE!

szefowa.kuchni1@gmail.com

Joanna pisze...

Trudne zadanie, tyle smaków, zapachów nazbieralo się w głowie, sercu i brzuchu ;)
Postanowiłam wybrać pierwszą myśl, jaka przyszła mi do głowy po przeczytaniu zadania. Jeden z wyjazdów wakacyjnych, restauracja z cudownym widokiem i danie w zasadzie bardzo proste - kurczak w pomidorach z mozzarellą, podany w rynience z podgrzewaczem. Smak obłędny, do dziś go pamiętam i do dziś nie udało mi się go powtórzyć, pomimo wielokrotnych prób nigdy nie wyszło mi tak, jak to zapamiętałam. I do dziś również nie wiem, co było tym sekretnym składnikiem. Pozostaje wrócić w to miejsce i spróbowac raz jeszcze!

Anna pisze...

Pamiętam dzień, w którym dopadł mnie okropny ból głowy. Taki, na którego nie działa żadna tabletka. Nic poza gorącą herbatą, snem i spokojem. Musiałam właściwie odpuścić sobie wszystko, co miałam zaplanowane na ten dzień. Tym bardziej, nie miałam siły na gotowanie. Paradoksalnie, w takich właśnie chwilach, uświadamiam sobie najbardziej oczywiste oczywistości, np. jakie mam szczęście. Bo kiedy sobie tak leżałam i ledwo zipałam, to B. zaparzył gorącą herbatę, otulił kocem, zasłonił okno, przytulił. Do tego, krzątał się po kuchni w celu przygotowania obiadu: prostego, ale pysznego makaronu z tuńczykiem w sosie pomidorowym. W domu zapachniało podsmażanym czosnkiem, a potem poczułam słodki aromat pomidorów... Smak potrawy również był niesamowity, ukoił ból i poczułam się lepiej. Podsumowując: pomimo tego nieszczęścia, w postaci czegoś migrenowego, to jednak czułam cudnie rozlewające się po sercu ciepełko szczęścia. Bo któż z nas nie lubi, kiedy ktoś się nami zaopiekuje?

Aleksandra pisze...

Najmilej wspominam "potrawę" z Czarnogóry, z rejonu na granicy z Albianią - były to malutkie, smażone rybki, podawane z cytryną, które można było jeść jak chipsy. O tyle najmilsza to potrawa, że złowiona i usmażona przez sąsiadkę, mieszkankę Czarnogóry, która nie znając innego języka niż swój postanowiła nas, w pierwszym dniu wakacji tamże - ugościć taką pysznością :)

Pozdrawiam Cię ciepło
Ola

Konstancja pisze...

Z racji, że to raczej ja gotuję, (a samemu dla siebie to to raczej nie jest odpowiedź na zadane pytanie :P) to trudne pytanie...
Ale w pamięci utkwiły mi leciutkie, mięciutkie i grubiutkie bliny zrobione przez moją Mamę. Polane klasycznie: śmietaną rozmieszaną z cukrem pudrem i posypane dużą ilością borówek amerykańskich... Pycha! Bliny przebiły nawet naleśniki Babci! A trzeba wiedzieć, że Babcia robiła najlepsze naleśniki.

Unknown pisze...

Jak tylko przeczytałam pytanie konkursowe to pomyślałam o zupie z groszkiem, tymiankiem i lanymi kluskami/zacierkami. Przygotowała ją mama mojego chłopaka, kiedy przyszłam po raz pierwszy do jego domu. Muszę dodać, że już dzień wcześniej dowiedziałam się co będę jadła na obiad i jak usłyszałam "zupa z groszkiem" miałam wyobrażenie po prostu zielonego kremu. Jednak kiedy dostałam talerz z zupą nie tylko byłam zaskoczona ile z każdą łyżką "uzależniałam się" od niej. Mimo tego, iż miałam jeszcze przed sobą drugie danie i deser zjadłam jeszcze dokładkę. Spytacie co w tym takiego dziwnego? Nie jest mi z tym łatwo, ale przez moje odchudzanie byłam na skraju anoreksji i nadal muszę walczyć o to by się nie zapomnieć, więc był to nie lada wyczyn... Na zawsze zapamiętam tą niesamowicie miłą atmosferę - rozmowę, nagłą ciszę jak na stole pojawiła się słynna zupa groszkowa i uśmiech wszystkich zgromadzonych przy stole. Uważam, że właśnie takie proste potrawy, które niosą ze sobą historie i skupiają miłość, rodzinę przy jednym stole są najsmaczniejsze i zapadają w pamięci na zawsze.

M pisze...

Kiedy bylam mala mieszkalam daleko w innym kraju, z moimi Dziadkami spotykalam sie tylko w wakacje. Przez lata kiedy do nich przyjezdzalam, zawsze czekaly na mnie najwspanialsze na swiecie bezy. Dziadek ubijal piane widelcem. Przez pol dnia krazyl po domu z glebokim talerzem i ubijal, ubijal....twierdzil, ze w zaden inny sposob piana nie ubie sie tak dobrze. Potem Babcia suszyla bezy i dogladala je przez kilka dni. A ja za kazdym razem bieglam od drzwi prosto do kuchni, i prosilam Babcie, zeby uchylila male drzwiczki do piecyka, bo musialam sprawdzic, czy na pewno tam sa, czy juz gotowe. Zawsze jedlismy bezy na tych samych talerzykach z delikatnej japonskiej porcelany. Kiedys (mialam 3-4 lata) nie mogac sie doczekac swojej porcji uderzylam talerzykiem o stol...Dziadek skleil talerzyk, a ja juz potem zawsze dostawalam ten wlasnie i tak mi bylo wstyd ;) Bezy mialy niesamowite ksztalty, wygladaly jak zaczarowane gory. Mialy piekny bezowo rozowy kolor. Jedlismy je ze smietana - i choc ostatni raz jadlam je ze 30 lat temu caly czas pamietam te jedyna w swoim rodzaju konsystencje bezow (nie do odtworzenia), wspaniale polaczenie smakow slodyczy i kwasnej gestej smietany......pamietam owalny drewniany stol i koronkowy szydelkowy obrus. I tyle usmiechow dookola, a moj chyba najwiekszy. To byly bezy robione z miloscia.

M pisze...

Kiedy bylam mala mieszkalam daleko w innym kraju, z moimi Dziadkami spotykalam sie tylko w wakacje. Przez lata kiedy do nich przyjezdzalam, zawsze czekaly na mnie najwspanialsze na swiecie bezy. Dziadek ubijal piane widelcem. Przez pol dnia krazyl po domu z glebokim talerzem i ubijal, ubijal....twierdzil, ze w zaden inny sposob piana nie ubie sie tak dobrze. Potem Babcia suszyla bezy i dogladala je przez kilka dni. A ja za kazdym razem bieglam od drzwi prosto do kuchni, i prosilam Babcie, zeby uchylila male drzwiczki do piecyka, bo musialam sprawdzic, czy na pewno tam sa, czy juz gotowe. Zawsze jedlismy bezy na tych samych talerzykach z delikatnej japonskiej porcelany. Kiedys (mialam 3-4 lata) nie mogac sie doczekac swojej porcji uderzylam talerzykiem o stol...Dziadek skleil talerzyk, a ja juz potem zawsze dostawalam ten wlasnie i tak mi bylo wstyd ;) Bezy mialy niesamowite ksztalty, wygladaly jak zaczarowane gory. Mialy piekny bezowo rozowy kolor. Jedlismy je ze smietana - i choc ostatni raz jadlam je ze 30 lat temu caly czas pamietam te jedyna w swoim rodzaju konsystencje bezow (nie do odtworzenia), wspaniale polaczenie smakow slodyczy i kwasnej gestej smietany......pamietam owalny drewniany stol i koronkowy szydelkowy obrus. I tyle usmiechow dookola, a moj chyba najwiekszy. To byly bezy robione z miloscia.

Unknown pisze...

Za każdym razem jak próbuję wysłać ten komentarz to coś mi kasuje wszystko co napisałam, ale może teraz już wszystko się uda :) Moim zdaniem zadane przez Ciebie pytanie jest troszeczkę podchwytliwe, ponieważ nie zawsze najpyszniejsze danie to te, które nam smakuje, natomiast rzeczywiście smaczne bywa po prostu "zaspokajaczem" głodu. Dla mnie z każdym daniem łączy się historia - począwszy od tego jak zostało przygotowane; kto poświęcił swój czas i wysiłek; jaka była atmosfera podczas spożywanego posiłku. Dopiero to daje prawdziwe prawdziwy smak. Dlatego najpyszniejszą potrawą jaką jadłam w swoim 16-letnim życiu było Danie Babci Hani. Kryje się pod nim wiele niedzielnych obiadów i podwieczorków przygotowanych przez najukochańszą mi osobę dla całej rodziny. M.in. to bitki wołowe z kaszą gryczaną i buraczkami; pasztet; comber i zapomniałabym o tatarze, który szczerze mi nie smakuje, ale zawsze jak babcia go przygotowuje nie ma opcji żeby mi nie smakował... Nic dodać nic ująć - po prostu maje kubki smakowe kochają jedno, najpyszniejsze na świecie danie: MIŁOŚĆ.
PS Dziękuję za to postawione pytanie, bo dzięki niemu mogłam na chwile oderwać się od bieganiny rzeczywistości i już wiem jak w przyszłości odpowiedzieć na to pytanie. Pozdrawiam i życzę wszystkim spokojnych, rodzinnych i zdrowych Świąt Bożego Narodzenia!

jaanna pisze...

....na samo wspomnienie uśmiecham się......miałam morze ze 4,5 lat byłam w odwiedzinach u najukochańszej Chrzestnej na wsi.Rano Ciocia pobiegła do lasu narwała jagód ,zebrała świeżutkie jaja od kur i upiekła najcudowniejszy biszkopt z jagodami:-) obudził mnie zapach pieczonego ciasta z prodiża;-)i zjadłam swoje najsmaczniejsze śniadanie w życiu!!!pamiętam,że obiecywałam sobie wtedy,że jak dorosnę będę się odżywiała wyłącznie biszkoptem;-D Od tego czasu upłynęło już prawie 40 lat ,a ja nigdy nie jadłam nic smaczniejszego.....wzruszyłam się....dziękuję,że mogłam podzileić się wspomnieniami i poczytać piękne historie:-))
na mojej liście marzeń jest ,,what Kati ate,,:-)
serdeczności :-)jaanna

13guzia pisze...

Pierwsza myśl to wspomnienia związane z wakacjami na wsi u ukochanej babci, gdzie w przeciwieństwie do rodzinnego domu, o kazdej porze dnia pachniało jak nie gotującym się rosołem, to zbieranymi owocami lub suszonymi ziołami. Co wyjątkowego przygotowywala dla swej wnusi? Tych smaków jest wiele, ale nr 1 były pierogi z malinami, polane gęstą śmietaną i posypane cukrem. Kiedy to piszę , mam przed oczami 90- babuleńkę, stojącą w kuchni z paleniskiem. Ani Jej, ani domu, a tym bardziej pierogów juz nie ma. Są najpiękniejsze wspomnienia , Jej kochajace spojrzenie ze zdjecia i chęć przekazania tego wszystkiego swoim dzieciom.

Patrycja F. pisze...

Kilka lat temu byłam na rocznym Erasmusie w Turcji. W ciągu tego roku miałam zaplanowaną podróż do domu na święta, jednak miałam drobny wypadek i musiałam odwołać lot. Kiedy wreszcie po prawie rocznym pobycie na obczyźnie dotarłam do mojego rodzinnego domu, byłam oczywiście stęskniona za rodziną, ale i za polskim jedzeniem. Miałam już serdecznie dość kebabów, monotonnego tureckiego jedzenia. Oddałabym wówczas wszystko za polski obiad: ziemniaki z kapustą i schabowym. I kiedy wróciłam do domu moja mama przyrządziła mi taki obiad. Na prawdę nigdy w życiu nic mi tak nie smakowało jak te ziemniaczki mojej mamy.

Patrycja F. pisze...

tak dalece pogrążyłam się w miłym wspomnieniu, że zapomniałam się podpisać i pozdrowić wszystkich co niniejszym czynię!

Patrycja,
patrycjafilipowicz@interia.pl

Kasia pisze...

Najpyszniejsze danie zrobiła dla mnie ciocia. Zawsze, gdy do niej przyjeżdżam, do niewielkiego domu na wsi, położonego w pięknym miejscu, które zapewnia prawdziwy odpoczynek, ciocia przygotowuje dla mnie coś dobrego. Albo domową zupę dyniową z zebranych w ogrodzie pięknych dyni. Taką pachnącą, aromatyczną i rozgrzewającą. Albo kluski kładzione z pyszną cebulką i podsmażonym boczkiem. Albo żeberka w pysznej marynacie z miodem, papryczkami chilli, które tak pachną i smakują, że aż cieknie ślinka. Albo wiosenną sałatkę z rzodkiewką, lekko podgotowanym kalafiorem i dużą ilością natki pietruszki z ogródka. Wszystkie te dania są pyszne, proste, domowe, przygotowane z sercem. A najpyszniejszy z nich wszystkich był i ciągle jest puszysty omlet biszkoptowy z cukrem pudrem podany z domowymi truskawkowymi konfiturami. Niebo w gębie! :)

fiona_apple pisze...

Dobrych parę lat temu przyjechałam do domu po niezaliczonym egzaminie na studia. Byłam bardzo przybita, bo zostałam uwalona niesprawiedliwie.
Mama, wiedząc jaki jest najlepszy comfort food, postawiła na stole niezawodny rosół z wiejskiego kurczaka. Nad talerzem gorącej zupy rozkleiłam się zupełnie. Łkając spazmatycznie opowiadałam, co się stało, a mama ze zrozumieniem kiwała głową. I wtedy, dziś nawet nie wiem dlaczego (pewnie dlatego, że byłam młoda i głupia), zdenerwowałam się:
- Taki dobry ten rosół, a tak go zawsze spieprzysz kupnym makaronem! Zrobiłabyś domowego. Jak wtedy, kiedy byłam mała!
Mam się obruszyła (słusznie zresztą):
- Dziecko, ja nie mam siły ani czasu robić domowych klusek do rosołu. Wiesz, ile to zajmuje?
Na co ja się obraziłam. Jak głupi szczeniak. Wyszłam po prostu. Był wieczór, więc poszłam spać.
Można sobie wyobrazić, jak nerwowa atmosfera była następnego dnia na śniadaniu. Mama była wciąż urażona, a ja nie wiedziałam, jak przeprosić (wciąż młoda i głupia, nie zapominajmy).
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Byliśmy zdziwieni, bo nikogo się nie spodziewaliśmy.
W drzwiach stała moja Babcia z wiklinowym koszykiem. Lekko przygarbiona, widocznie zmęczona, ale uśmiechnięta.
- Córeczko, nagniotłam domowych kluseczek dla ciebie. Chodź, pojesz sobie i wszystko będzie dobrze.
I jak gdyby nigdy niż zdjęła płaszcz, odwiesiła go i ruszyła do kuchni szukać dużego gara na zagotowanie wody.
Okazało się, że poprzedniego wieczoru Mam zadzwoniła do Babci. A Babcia, nic nikomu nie mówiąc, wstała o czwartek nad ranem, zagniotła ciasto makaronowe, zrobiła i lekko podsuszyła domowy makaron, po czym złapała pierwszy autobus i jechała do nas godzinę spełnić moją fanaberię.
Oczywiście poryczałam się nad tym rosołem. I udało mi się w końcu przeprosić (ach, babcina mądrość!).
Rzecz jasna od tamtej pory żadna zupa – ba, nie wiem, czy jakakolwiek potrawa – nie smakowała tak bardzo jak rosół Mamy i makaron Babci przygotowane z miłością, aby utulić moje smutki.

Marta (Pani Sowa) pisze...

fiona_apple - poryczałam się, czytając Twój komentarz. Wzruszył i przypomniał o tej niesamowitej więzi, która łączy kobiety z różnych pokoleń...
Trzymam za Ciebie i Twoją opowieść kciuki!

fiona_apple pisze...

Nefertari - Dziękuję Ci za miłe słowa. No i za bardzo skuteczne trzymanie kciuków - okazało się, że jedna z książek trafi do mnie. Ach, jak się cieszę! :)

Marta (Pani Sowa) pisze...

Super! Bardzo się cieszę w Twoim imieniu! I choć sama nie wygrałam, uśmiech mam szeroki :)
Wszystkiego dobrego na Święta dla wszystkich!

JL. Lenteng Agung 100 Jakarta Selatan pisze...

OBAT ASAM URAT
- Mengobati asam urat
- Pengobatan asam urat
- Ramuan obat asam urat
- Cara mengobati asam urat
- Gejala asam urat
- Penyebab asam urat
- Obat tradisional asam urat
- Obat asam urat alami
- Jamu obat asam urat
- Khasiat daun binahong
- Pantangan penderita asam urat
- Jamu asam urat
OBAT ASAM URAT


Toko obat herbal
Call / sms ; 0813 2543 2212
Pin BB ; 7D F18 F28

www.jamuobatasamurat.blogspot.com