Wszystko zaczęło się kilka lat temu, od książki "Sztuka prostoty".
Uświadomiła mi ona, że to co intuicyjnie staram się robić, z czym mi dobrze, to w jaki sposób organizuję swoją przestrzeń (nie mam bibelotów, ciężkich firan, nie lubię nadmiaru, lubię światło, przestrzeń, w której można oddychać, w której jest miejsce dla człowieka, moje "bibeloty" to książki, filmy, kwiaty, rośliny, płyty z muzyką, kilka starych aparatów i trochę zdjęć w ascetycznej oprawie) ma jakąś konkretną nazwę i ideę.
Może to budzić różne reakcje, jedni oglądając mój dom mówią "ależ u Ciebie jest pięknie ascetycznie", inni widząc brak bibelotów, gadżetów "ależ u Ciebie jest pusto". Wyznaję zasadę, w czym komu żyje się lepiej i oddycha pełną piersią, niech tak żyje!
Może to budzić różne reakcje, jedni oglądając mój dom mówią "ależ u Ciebie jest pięknie ascetycznie", inni widząc brak bibelotów, gadżetów "ależ u Ciebie jest pusto". Wyznaję zasadę, w czym komu żyje się lepiej i oddycha pełną piersią, niech tak żyje!
Minimalizm to jednak coś więcej niż tylko nie zagracanie domu. To nie tylko jak żyć piękniej potrzebując niewielu rzeczy.
Proste życie, to według mnie również dbanie o to co jemy, jak jemy i jak robimy zakupy. Jak dbamy o relacje międzyludzkie, więzi z bliskimi.
To nie bezmyślne napychanie koszyka, z myślą, "coś się z tym zrobi", to nie wyrzucanie tego czego się nie wykorzystało, ale świadome wybieranie tego, co zużyjemy i zjemy ze smakiem.
To upieczenie chleba, i zjedzenie ciepłej, chrupiącej pajdy z masłem.
To wspólne gotowanie, bez pośpiechu, z rozmową przy obieraniu warzyw i śmiechem przy gotowaniu makaronu. To w końcu te kilkanaście minut, podczas których jemy ze smakiem, bez brzęczenia telewizora, delektując się posiłkiem, chwilą czy współtowarzyszem. Spokojna chwila tylko dla nas. Nie zabierajmy jej sobie, na rzecz gotowego jedzenia z torebki, zróbmy coś razem lub tylko dla siebie.
To upieczenie chleba, i zjedzenie ciepłej, chrupiącej pajdy z masłem.
To wspólne gotowanie, bez pośpiechu, z rozmową przy obieraniu warzyw i śmiechem przy gotowaniu makaronu. To w końcu te kilkanaście minut, podczas których jemy ze smakiem, bez brzęczenia telewizora, delektując się posiłkiem, chwilą czy współtowarzyszem. Spokojna chwila tylko dla nas. Nie zabierajmy jej sobie, na rzecz gotowego jedzenia z torebki, zróbmy coś razem lub tylko dla siebie.
Cokolwiek. Idźmy na spacer, zagrabmy liście, ugotujmy coś dobrego.
Choćby makaron lub kaszę gryczaną z pieczarkowym sosem, czy prostą zupę.
Zjedzmy na pięknym talerzu. Mała rzecz, a wiele zmienia.
Po przeczytaniu tej książki, pierwsze co zrobiłam, wzięłamplastikowy worek, otworzyłam szafki, szafy, szuflady i zaczęłam segregować, patrząc na to wszystko świeżym okiem. Powiem tak: mimo, że staram się nie gromadzić, jednak tu i tam zebrało się 3/4 worka niepotrzebnych rzeczy.
Takie porządkowanie domu, robię co rok. Jakbyśmy się nie starali, okaże się, że zawsze coś niepotrzebnego się jednak zawieruszy. Taki coroczny rytuał oczyszczania przestrzeni, wprowadza nową jakość, lekkość. Daje również powiew świeżości i uczucie zrzucenia z pleców balastu i większej, piękniejszej przestrzeni do życia.
Jeśli chcesz spróbować, oto wskazówki, jak zacząć, Spróbuj, może już dziś?
*Znajdź wolną, spokojną chwilę, może to być nawet 30 minut.
* Wybierz jedno pomieszczenie czy miejsce w swoim domu, może to być kuchnia (czy jakaś wybrana szafka w kuchni), szafa czy komoda z ubraniami, szuflady z magazynami, rachunkami, wycinkami z gazet, półki z książkami, miejsce w którym jest wszystko to czego nie potrafisz sklasyfikować, taki domowy misz-masz lub nawet szuflada, w której nie możesz nic znaleźć.
*Przygotuj plastikowy worek lub/i papierowy karton.
* Wyjmuj po kolei wszystkie rzeczy, zastanów się co naprawdę jest w użyciu, co lubisz, co jest ci bliskie, a co nie zostało tknięte od lat. Potrzeba tu szczerości i odważnego działania. Nieużywany kubek czy książka do której na pewno nie wrócisz, sweter czy kolczyki, które były nietrafionym zakupem, nieoglądane magazyny, stare rachunki, popsute długopisy. Przesegreguj wszystko spokojnie, zachowaj to co niezbędne, wartościowe, do czego wracasz, czy to co bliskie twemu sercu.
*Rozgość się w tej nowej, większej, lżejszej przestrzeni. I jak?
DOMOWY PEELING DO CIAŁA
Na przestrzeni lat używałam różnych peelingów do ciała, lepszych i gorszych tańszych i tych bardziej wykwintnych i po latach doszłam do wniosku, że najlepszy to ten, który zrobię w domu sama. Po żadnym innym skóra nie jest tak aksamitna, a co najważniejsze, dokładnie wiem z czego się on składa.
Peeling z soli morskiej jest korzystny z wielu powodów, poprawia krążenie krwi i ukrwienie skóry, skład soli i solanki morskiej jest bardzo zbliżony do osocza ludzkiej krwi. Same korzyści.
Peeling z soli morskiej jest korzystny z wielu powodów, poprawia krążenie krwi i ukrwienie skóry, skład soli i solanki morskiej jest bardzo zbliżony do osocza ludzkiej krwi. Same korzyści.
Ważne by użyć dobrego, wartościowego oleju, bez przemysłowych dodatków. Olej migdałowy (kosmetyczny)będzie idealny, jest również bardzo wydajny i starczy na długo. Można używać go jako balsamu do ciała, natłuszczać nim dłonie i stopy, wmasowywać w paznokcie i skórki. Można zastąpić go np. olejem kokosowym, który ma również te same zastosowania kosmetyczne.
Sól powinna być jak najbardziej naturalna, nieoczyszczona,lekko szara, koniecznie morska. Można taką znaleźć w sklepie ze zdrową żywnością czy hurtowni wegetariańskiej.
*olej ze słodkich migdałów, kosmetyczny
Kilka łyżek soli wymieszać z taką ilością oleju migdałowego by powstała emulsja o łatwo rozprowadzającej się konsystencji. Zmoczyć całe ciało ciepłą wodą, peeling nakładać zaczynając od lewej stopy, masując okrężnymi ruchami w kierunku serca. Spłukać ciało ciepłą wodą, osuszyć ręcznikiem, nie trzeć. Skóra będzie aksamitna, gładka, wypolerowana wręcz i natłuszczona. Nie ma potrzeby używać balsamu do ciała.



