Śniadanie w Holy Belly było najpyszniejszym, jakie zjadłam w Paryżu, i wracam do niego wspomnieniami bardzo często.
To był prosty zestaw: jajka w koszulce, ciepły chleb, masło, duszone pieczarki i plasterki chrupkiego bekonu.
Nic takiego. Banał, prawda?
Ale to złudzenie, gdyż na ideał składa się opanowanie podstaw do perfekcji, użycie najlepszych składników i to coś, co sprawia, że tak, wydawałoby się, prosty zestaw, staje się niezapomnianym posiłkiem, który wbrew pozorom niełatwo odtworzyć. Ja o nim zapomnieć nie mogę, a rzadko co robi na mnie duże wrażenie. Wracam do tego śniadania myślami co jakiś czas i już kombinuję, jakby móc zjeść je ponownie. Obawiam się, że gdyby jakaś kawiarnia w mojej okolicy serwowała takie śniadanie, byłabym tam bardzo częstym gościem. Zbyt częstym.
Jajka w koszulce były trafione w punkt, nie za duże, posypane mikroskopijnym, drobniutko posiekanym szczypiorkiem, żółtko idealnie otulone białkiem z każdej strony, po przekrojeniu rozlewające się jak gęsty, aksamitny krem. I ten smak prawdziwego jajka, niby kupuję pyszne jajka "zerówki", ale to było coś jakby więcej.
Do tego pajda niewyobrażalnie dobrego, ciepłego chleba na zakwasie, a co do chleba mam wysokie wymagania i mało co zachwyca mnie na mieście, nawet w takim królestwie boulangerie jak Paryż (chleb pochodzi z pobliskiej piekarni, o której napiszę więcej).
Do tego pajda niewyobrażalnie dobrego, ciepłego chleba na zakwasie, a co do chleba mam wysokie wymagania i mało co zachwyca mnie na mieście, nawet w takim królestwie boulangerie jak Paryż (chleb pochodzi z pobliskiej piekarni, o której napiszę więcej).
Holy Belly słynie również z pancakes, miałam ochotę spróbować tych z bekonem, masłem z Bourbonem i syropem klonowym, połączeniem kiedyś kontrowersyjnym, a dziś bardzo hedonistycznym. Nigdy takich nie jadłam, jakoś nie mogłam się odważyć, a coś mi mówi, że to idealne miejsce na ten pierwszy raz.
W porze lunchu i w weekend karta się zmienia i jest bardzo różnorodna, od francuskich klasyków, po włoskie czy smaki bliskiego wschodu. Menu jest częściowo po francusku, ale obsługa błyskawicznie pomaga przechodząc na angielski.
Na koniec, kawa.
Kawa w Paryżu nie jest najlepsza, jesli mogę to tak delikatnie ująć.
Kultura kawowa na profesjonalnym poziomie dopiero raczkuje, kawa jest droga i bardzo, bardzo niskiej jakości i pomimo ogromnej ilości kawiarni, dobrą kawę znaleźć można w kawiarniach tzw. "trzeciej fali" (o czym można poczytać więcej w wywiadzie z współwłaścicielem Holly Belly, link na końcu postu), których jest, w ogromnej skali miasta, niewiele, ale to pewnie zacznie się zmieniać.
W Holy Belly mają kawę bardzo dobrą, w uczciwej cenie (nie zapłacicie tam 7 euro, tyle kosztuje okropna lura, ale w "kultowym" miejscu czy przy modnej i szykownej ulicy) i z odwiedzanych przeze mnie paryskich kawiarni, w tej serwują jedną z najlepszych w Paryżu. Dbają o ziarna (które pochodzą z paryskiej Brulerie Belleville) oraz o dobrą, filtrowaną odwróconą osmozą wodę, co jest niezwykle istotne, dobra woda, to nieprzekłamany i lepszy smak kawy.
Kawa w Paryżu nie jest najlepsza, jesli mogę to tak delikatnie ująć.
Kultura kawowa na profesjonalnym poziomie dopiero raczkuje, kawa jest droga i bardzo, bardzo niskiej jakości i pomimo ogromnej ilości kawiarni, dobrą kawę znaleźć można w kawiarniach tzw. "trzeciej fali" (o czym można poczytać więcej w wywiadzie z współwłaścicielem Holly Belly, link na końcu postu), których jest, w ogromnej skali miasta, niewiele, ale to pewnie zacznie się zmieniać.
W Holy Belly mają kawę bardzo dobrą, w uczciwej cenie (nie zapłacicie tam 7 euro, tyle kosztuje okropna lura, ale w "kultowym" miejscu czy przy modnej i szykownej ulicy) i z odwiedzanych przeze mnie paryskich kawiarni, w tej serwują jedną z najlepszych w Paryżu. Dbają o ziarna (które pochodzą z paryskiej Brulerie Belleville) oraz o dobrą, filtrowaną odwróconą osmozą wodę, co jest niezwykle istotne, dobra woda, to nieprzekłamany i lepszy smak kawy.
To miejsce bez zadęcia, dla każdego. Ale przede wszystkim to mekka obłędnego jedzenia, gdzie wszyscy są nim jakoś zauroczeni (jestem nim zauroczona nadal) każdy czuje się tam mile widzianym i dopieszczonym gościem. Zero paryskiego zadęcia.
Miejsce jest tętniące życiem, z luźną atmosferą, z eklektycznym, industrialnym wnętrzem i ciekawą muzyką. Spotkacie tam wszystkich - hipsterów, turystów z całego świata, tych jak żywcem wyjętych z Kinfolka (z którym zresztą kiedyś współpracował Nico ) czy tych w sportowych kurtkach i trekkingowych plecakach, młodych rodziców z maleńkim dzidziusiem w nosidle, szykownych Paryżan czy tych w wytartych tenisówkach.
Jeśli będziecie w Paryżu, polecam gorąco i niezwłocznie udać się tam na śniadanie.
Pamiętając jednak, że wieść o pyszności tego miejsca rozniosła się szybko, jest dużo większa i zatacza dużo szersze kręgi niż jego gabaryty. Innymi słowy, tam zawsze jest kolejka. Zawsze i duża. Zaczyna się już o 9.45, o 10 lokal otwierają i kwadrans później już jest pełny, nie przyjmowane są rezerwacje, więc trzeba po prostu przyjść i być przygotowanym na oczekiwanie. Czasem 45min., czasem ponad godzinę, ale powiadam Wam, warto!
Na deser, sporo o idei i historii powstania Holy Belly, przyszłości kuchni francuskiej, dobrej kawie i tym co leży u podstaw Holy Belly, baardzo ciekawy wywiad z Nico Alary w Magazynie Kinfolk.
UWAGA jeśli ktoś planuje odwiedziny Holy Belly w najbliższym czasie, właśnie ogłosili wakacyjną przerwę (i remont) otwierają ponownie 3 września.
Na deser, sporo o idei i historii powstania Holy Belly, przyszłości kuchni francuskiej, dobrej kawie i tym co leży u podstaw Holy Belly, baardzo ciekawy wywiad z Nico Alary w Magazynie Kinfolk.
UWAGA jeśli ktoś planuje odwiedziny Holy Belly w najbliższym czasie, właśnie ogłosili wakacyjną przerwę (i remont) otwierają ponownie 3 września.
19 Rue Lucien Sampaix, niedaleko kanału Saint Martin, metro: Jacques Bonsergant
możliwość rezerwacji: brak
pn-pt 9-17 (kuchnia kończy pracę o 15)
sb-nd 10-17 (kuchnia kończy pracę o 16)
www/ FB
7 komentarzy:
przepiękny klimat zdjęć jak i samo miejsce <3
pozdrawiam ciepło
Oh dodaje do mojej podroznej listy miejsc wartych odwiedzenia :-)
Ania,
Dziękuję i również pozdrawiam! :)
Ucho od śledzia,
Naprawdę warto, nie zawiedziesz się ;)
Chyba zaproszę tam mojego faceta na randkę :P
Nabrałam ochoty na ponowną wizytę w Paryżu:) Dzięki za opowieść!
Jest klimacik :)
Prześlij komentarz