2016/12/10

Książki na grudzień, cz. 2



Kiedy kilkanaście lat temu nikomu wtedy nieznany Scott Schumann, kupił aparat fotograficzny, kiedy nie pracując, będąc w domu, zajmował się swoimi córkami, by przy okazji spacerów z nimi, fotografować.
Scott mieszka w Nowym Jorku, więc materiału do zdjęć mu nie brakowało.
Jako, że wcześniej pracował w branży związanej z modą, krawiectwem, fotografował ludzi, którzy w jego odczuciu, byli dobrze ubrani. Przekrój tych sylwetek jest niesamowity. Jak niesamowita jest moda uliczna, która nie kieruje się konkretnym kodem, czy tym co wyznaczają trendy mody, projektanci czy magazyny.
Moda uliczna to tygiel, niebezpieczna, ekscentryczna, fascynująca mieszanka, . Nie jest sztucznie przeestetyzowana, choć czasem tak to możemy odbierać, ale to po prostu Nowy Jork czy Mediolan, tam poczucie estetyki, sposób ubierania się, jest jak tlen. Dla mnie jak powiew świeżego powietrza i ogromna inspiracja.
Bo jak powiedział Bill Cunningham "The best fashion show is definitely on the street. Always has been, and always will be".
Kiedy  końcu styl i praca Scott'a zostały zauważone (ba, powstał istny szał na jego punkcie) jego fotografie pojawiły się w Vogue, GQ, zaczął  brać udział (i tworzyć je) w kampaniach reklamowych m.in. GAP, Kiehl's, Burberry.
Był zapraszany by fotografować największe, najbardziej prestiżowe pokazy i imprezy modowe świata.
Teraz Scott jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych na świecie fotografów mody ulicznej.
Przez te wszystkie lata styl Schumana dojrzał, nie już pokazuje tylko pięknych, ubranych w stroje od projektantów ludzi po pokazach Tygodni Mody, wysmakowanych, kosmopolitycznych stylizacji z ulic Nowego Jorku, Mediolanu, Londynu czy Florencji (był też w Poznaniu!), ani swoich ulubionych fashionistek jak Giovanna Battaglia czy Anna Dello Russo. Ogromną zaletą tego albumu są jego uliczne zdjęcia z Indii, Peru, Dubaju i Południowej Afryki.
Ten pozorny misz masz pokazuje całą naszą złożoność, modowy kod kulturowy, który czasem zaciera granice, ale często bardzo mocno akcentuje konkretną przynależność. Ogromnie podoba mi się to, że nie ucieka od starości, zwyczajności, brzydoty. Która, moim zdaniem, też jest kwestią do dyskusji i należy ten termin traktować umownie.
Bardzo często wracam do tego albumu, za każdym razem zwracając uwagę na coś innego: detal, spojrzenie, kolor, fakturę, gest.
To nie jest album o modzie ulicznej, to zdecydowanie coś więcej.
Gorąco polecam!
 
 




*    *    *    *    *    *








 

"Z początkiem 1991r., otrzymałem list od Louise Haines, z wydawnictwa Michael Joseph, z zapytaniem czy rozważałem napisanie książki. Przeczytała mój tekst, który napisałem dla jednego z magazynów i zastanawiała się czy moglibyśmy się spotkać. Odpowiedziałem, że jestem wdzięczny i, że schlebia mi to, ale czuję, że napisanie książki mnie przerasta. Dwa dni później namówiła mnie na lunch. Posiłek, przy którym narodził się pomysł na moją pierwszą książkę "Real fast food", która została opublikowana jesienią 1992r. Dwadzieścia jeden lat, dziesięć książek kucharskich, wspomnienia, kolekcja esejów i zmiana wydawcy za nami, ona nadal pozostała moim redaktorem. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo jestem jej wdzięczny..."

Nikt nie pisze o jedzeniu tak jak Nigel Slater.
Poetycko, a jednocześnie bardzo zwyczajnie, namacalnie.
Ależ ten człowiek na talent, dar obserwacji! Pisząc o rzeczach zwyczajnych, jak choćby zakupy, po prostu zagarnia nas w swoją przestrzeń, wchłania nas obłok zapachu gotującej się pysznej potrawy czy ciepłego ciasta. Opis rytuału kupowania przez niego jabłek, jest jednym z moich ulubionych fragmentów, również dlatego, iż mam wrażenie, że wyjął mi te myśli z mojej głowy. Ileż w tym prawdy i po prostu wrażliwości. Wspaniałe! Jego kuchenne zapiski, książka kucharska prowadzona w formie dziennika, prowadzą nas, niemal dzień po dniu,  przez wszystkie pory roku, wizyty na targu, obserwacje przyrody, kuchenne rytuały,  jedno się kończy, drugie zaczyna, coś zostało w lodówce, z tego można by zrobić obiad... To nie jest tylko książka kucharska, te teksty przed wszystkim wspaniale się czyta. Są świetnie skonstruowane, nie jest to gadanie o niczym, i jestem pewna, że gdyby Nigel nie był kucharzem, były po prostu dobrym pisarzem.

Bardzo polecam!





Brak komentarzy: