Bardzo dziekuję Wam za to, że zechcieliście podzielić się ze mną swoimi smacznymi i często wzruszającymi wspomnieniami. Przeczytałam je wszystkie z wielką przyjemnością i chętnie obdarowałabym więcej osób, ale książek mam tylko pięć. I wędrują one do:
Pewna_mama pisze...
Uśmiecham się, gdy wspomnę:
- smak jajek na twardo, którym pradziadek Bolek ścinał czubki siekierą (!). My, "miastowe" dzieci, patrzyliśmy na to za każdym razem w takim zachwycie i z tak szeroko otwartymi buziami, że mucha spokojnie mogłaby tam wlecieć i wylecieć pięć razy, a byśmy tego nawet nie zauważyli. Za każdym razem, gdy gotuję dzieciom jajka, mam to w pamięci...
- smak jeżyn, jedzonych o świcie w lesie. Kolega powiedział mi wtedy: "jemy jeżyny, kolor warg się zmienia, w takiej chwili granica przyjaźni niepewna". I choć pocałunku nie było, a moim mężem jest Ktoś Inny, tego smaku nie zapomnę nigdy...
- smak nalewki domowej roboty, chyba różanej. Wypiłam spory kieliszek, mając 7 lat. Siostra prababci nalała wszystkim, mnie też, dla żartu. Ku ogólnemu zdumieniu, wypiłam:) Prawie 30 lat minęło, a ten smak ciągle pamiętam
IZABELA SROCZYŃSKA pisze...
Dzieciństwo miałam szybkie, wiele cioć, wujków rzadko mama, ojciec wcale, a babcia odeszła gdy mama została nastolatką, spędziłam je na dworze w dziadkowym starym wiejskim domku ale był to mój raj :) dziecięcy raj.Pamiętam jedno OGROMNY SAD dzieło rąk moich przodków, kosztele, papierówki, malinówki, śliwki węgierki, gruszki ulęgałki,3 ogromne krzaki porzeczek i agrestu, miód - cudowny złoty słodki miód a to wszystko nad rzeką, nad która pochylały się wielkie stare dęby :) Kochający dziadek zastępujący mi rodziców -siedzę u niego na kolanach i podjadam mu smakowitą jajecznicę.Potem są migawki z chleba tego okrągłego z chrupiąca skórką ciętego nożem piłka, słyszę ten dźwięk jeszcze czasami i te smaczne okruchy podjadane paluszkami,chleb z wodą i cukrem ale często tez ze śmietana i miodem,ciepłe mleko prosto od krowy-to był smak mego dzieciństwa biednego materialnie lecz bogatego duchowo w doświadczania świata namacalnie,wielkiej przestrzeni,wolności,słońca.
Śielanka urwała się po śmierci dziadka - głowy rodu,zostałam wyrwana z dzieciństwa przeniesiona do miasta,dostałam klucz na szyje,worek z butami zmiennymi do przedszkola i wielka pustkę i samotność w sercu, ale mam marzenie, wielkie i osobiste powrotu na wieś, swoje sadu, stworzenia ciepłego miejsca dla mojej rodziny pachnącego ciastem, cynamonem, piernikami....
magdalena pisze...
moje wspomnienie kulinarne? Hmmm .. sama nie umiem gotować, piec i w ogóle. Powinnam się nauczyć, ale to chyba nie moja bajka.
Wspomnienie mam takie fajne ... moje ... placki ziemniaczane mojej mamy. Uwielbiałam jak je robi. Ze śmietaną i cukrem ... matko jak to pachniało i smakowało!
pozdrawiam
Jedno ze wspomnień, do dziś zajmuje pierwsze miejsce w mojej pamięci. W pewne sobotnie popołudnie, mój (jeszcze wtedy)chłopak, zaprosił mnie do meksykańskiej restauracji na obiad. Ucieszyłam się, ponieważ nigdy nie miałam do czynienia z tą kuchnią. I tak trwałam w kulinarnym niebie, zajadając się tortillami, ostrymi jalapeño i pyszną sałatką z avocado... Ale to nie był koniec przygody, bo nagle mój B. wyjął z kieszeni malutkie pudełeczko z pierścionkiem w środku :) Czyż mogłoby być piękniejsze zakończenie? Dlatego ta sobota, ta kolorowa meksykańska restauracja i jej smakołyki, zawsze będą przypominały mi o jednym z Ważniejszych Dni Mojego Życia :)
Masz parę lat i biegniesz po piaszczystej, leśnej drodze. Możesz wybrać dwie, tę prowadzącą skrajem lasu, albo tę w głębi, na której prawie nigdy nikogo nie spotykasz, wznoszącą się lub opadającą delikatnie w dół, tu słyszysz już szum fal. Uspokajający oddech morza.
Czasem nie masz siły biec, bo droga między dwoma miasteczkami wydaje się za długa dla Twoich krótkich nóżek. Wtedy zatrzymujesz się i znajdujesz oparcie w dużej, miękkiej dłoni, być może nieco zmęczonej czasem , ale dla Ciebie najsilniejszej na świecie. Lekko przygarbiona postać idąca przodem odwraca się i podaje ci parę ciemnofioletowych, prawie czarnych owoców: "Jeżyny są już dojrzałe, proszę".
Czasami wybieracie inną drogę, maszerujesz brzegiem morza, gdzie fale zmywają ślad stóp. Twoich małych i tych dużych, które niedawno zabrał czas. Woda łaskocze , czasami czujesz mokry, śliski dotyk różowych meduz, które wrzucasz z powrotem do morza, jesteś im to winna.
Innym razem wybieracie drogę nad zatoką, tu, w nagrzanym południowym słońcem piasku, spotykasz zaspanego padalca, na Twój widok natychmiast ucieka. Boi się bardziej niż ty jego. Miedziane złoto znika w gąszczu zielonych paproci. A twoją uwagę odwraca natarczywy krzyk mew, krążących nad samotną rybacką łódką.
Jesteś już zmęczona, ale nagroda, tak nagroda… Świeża, wędzona flądra , frytki i surówka w smażalni, nie ma nic świeższego i bardziej naturalnego. No, może poza słoikiem lekko kwaśnych rolmopsów, które uczysz się lubić, i wielkim, chrupiącym gofrem z bitą śmietaną i owocami. Dla niego warto zrobić wszystko.
Wracasz tu po latach. Nie ma już miękkiej dłoni, ani przygarbionej postaci na ścieżce przed Tobą. Teraz jesteś tu zupełnie sama. W smażalni w porcie zamawiasz flądrę z frytkami i surówką. Pochłaniasz ogromnego, chrupiącego gofra i otulona w sweter siadasz w wiklinowym koszu nad brzegiem morza. Czujesz w ustach smak słodkiej jeżyny i kiedy wracasz leśną drogą wydaje ci się, że widzisz ich przed sobą. Jak zawsze, śpiewają.