2014/12/23

Życzenia.


Kochani,
Żeby zauważać to, co najistotniejsze, szczególnie w pozornie nieważnych chwilach. 
Zatrzymania się na chwilę, bliskości.
Zdrowia i miłości, dobrych ludzi wokół.

Dobrego czasu dla Was w te Święta!

Patrycja

2014/12/22

Bożonarodzeniowy konkurs książkowy - wyniki.



Dziękuję wszystkim za udział w konkursie, z przyjemnością czytałam o daniach, które Wam najbardziej smakowały i zapadły w pamięć, a szczególnie ludzii, sytuacje z nimi związane.
Książki wędrują do...
Ania pisze...
Był listopad 2010 roku. Leżałam chora na zapalenie płuc w szpitalu - jak się później okazało - dodatkowo z podejrzeniem chłoniaka. Oddział chorób płuc. Wszyscy kaszlący. W domu roczny synek, mocno przeziębiony.
Mój mąż zadzwonił do swojej siostry z porośbą o pomoc. Rzuciła wszystko i przyjechała. Ponad 300 km.
Ugotowała dla mnie rosół. Pamiętam go do dziś - z kawałkami kurczaka i kluseczkami lanymi. Z marchewką i pietruszką. Gorący i aromatyczny. Przywiozła mi go do szpitala w dużym słoiku z etykietą papryki konserwowej z Rolnika, z czerwoną nakrętką. Zawinięty w ściereczkę.
Do dziś, gdy sobie o tym przypominam, oczy zachodzą mi łzami. Justyna, dziękuję...
fiona_apple pisze...
Dobrych parę lat temu przyjechałam do domu po niezaliczonym egzaminie na studia. Byłam bardzo przybita, bo zostałam uwalona niesprawiedliwie.
Mama, wiedząc jaki jest najlepszy comfort food, postawiła na stole niezawodny rosół z wiejskiego kurczaka. Nad talerzem gorącej zupy rozkleiłam się zupełnie. Łkając spazmatycznie opowiadałam, co się stało, a mama ze zrozumieniem kiwała głową. I wtedy, dziś nawet nie wiem dlaczego (pewnie dlatego, że byłam młoda i głupia), zdenerwowałam się:
- Taki dobry ten rosół, a tak go zawsze spieprzysz kupnym makaronem! Zrobiłabyś domowego. Jak wtedy, kiedy byłam mała!
Mam się obruszyła (słusznie zresztą):
- Dziecko, ja nie mam siły ani czasu robić domowych klusek do rosołu. Wiesz, ile to zajmuje?
Na co ja się obraziłam. Jak głupi szczeniak. Wyszłam po prostu. Był wieczór, więc poszłam spać.
Można sobie wyobrazić, jak nerwowa atmosfera była następnego dnia na śniadaniu. Mama była wciąż urażona, a ja nie wiedziałam, jak przeprosić (wciąż młoda i głupia, nie zapominajmy).
I wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Byliśmy zdziwieni, bo nikogo się nie spodziewaliśmy.
W drzwiach stała moja Babcia z wiklinowym koszykiem. Lekko przygarbiona, widocznie zmęczona, ale uśmiechnięta.
- Córeczko, nagniotłam domowych kluseczek dla ciebie. Chodź, pojesz sobie i wszystko będzie dobrze.
I jak gdyby nigdy niż zdjęła płaszcz, odwiesiła go i ruszyła do kuchni szukać dużego gara na zagotowanie wody.
Okazało się, że poprzedniego wieczoru Mam zadzwoniła do Babci. A Babcia, nic nikomu nie mówiąc, wstała o czwartek nad ranem, zagniotła ciasto makaronowe, zrobiła i lekko podsuszyła domowy makaron, po czym złapała pierwszy autobus i jechała do nas godzinę spełnić moją fanaberię.
Oczywiście poryczałam się nad tym rosołem. I udało mi się w końcu przeprosić (ach, babcina mądrość!).
Rzecz jasna od tamtej pory żadna zupa – ba, nie wiem, czy jakakolwiek potrawa – nie smakowała tak bardzo jak rosół Mamy i makaron Babci przygotowane z miłością, aby utulić moje smutki.
wantula pisze...
W zeszłym roku pojechałam z mężem do Norwegi trochę zarobić.
Upały dawały się bardzo we znaki i nie bardzo chciało się gotować.
Jak miło byliśmy zaskoczeni kiedy, któregoś dnia norwescy sąsiedzi przynieśli nam duży garnek zupy rybnej a do tego świeżo wypieczone bułeczki w kilku rodzajach.
Zamieszałam łyżką w garnku, jaki zapach aż ślinka ciekła a sama zupa wyglądał obłędnie.
Kawałki łososia pływały z brokułem, papryką w każdym kolorze, dużą ilością pora doprawione czosnkiem, zabielone mlekiem i śmietaną. Poezja smaku, przepyszna bardzo syta, nigdy nie jadłam tak dobrej zupy.



2014/12/15

Bożonarodzeniowy konkurs książkowy.


Do wygrania w konkursie będą wspaniałe książki:

"Chleb" Jeffreya Hamelmana
"What Katie Ate" Katie Quinn Davies oraz
"Mąka woda drożdże sól" Ken Forkish



Aby wziąć udział w konkursie, należy zostawić komentarz tutaj, pod tym wpisem.

Proszę abyście napisali o najpyszniejszym daniu jakie dla Was ugotowano.

Ze wszystkich odpowiedzi wybiorę trzy, których autorzy otrzymają w/w nagrody.
Na odpowiedzi czekam do 20 grudnia, do godz. 12.00.
Wyniki ogłoszę 22 grudnia, tutaj, pod wpisem konkursowym.


2014/12/11

Krajanka piernikowa z marcepanem i powidłami.

Powoli zbliża się świąteczny czas.
Nie mogę się go doczekać bardziej niż zwykle, gdyż w te święta będę gotować, piec, lepić, ramię w ramię z moją ukochaną Babcią!
Ten czas, myślę, to obieranie warzyw na sałatkę, czyszczenie śledzi, zmywanie, wyrabianie ciasta, znów zmywanie. Te prozaiczne czynności przygotowawcze, te podkuchenne niezbędności, małe, konieczne, nielubiane, żmudne... dla mnie są kwintesencją bycia razem (mam tu na myśli również codzienność).
Oczywiście, Wigilia, świąteczne dni, pięknie nakryty stół, na nim już wszystkie smakołyki w pełnej krasie, my wystrojeni i pachnący, to ważne, piękne chwile.
Ale.
Ale dla mnie to ta kuchenna krzątanina, te tysiące drobnych, zwykłych czynności, to esencja świąt, jak gęsty, ciemny, esencjonalny barszcz, bo wtedy dzieje się to, co ważne. To w tych zabieganych dniach, kiedy w kuchni spędzamy długie godziny, to tam i wtedy, pomiędzy rozbijaniem jajek, obieraniem, siekaniem, miksowaniem, lepieniem, mruczeniem radia, toczą się rozmowy.
Płyną wspomnienia. Wymieniają kulinarne poglądy. Milczy się wcale nie wymownie, milczy się będąc ze sobą w pełni.
I potem, gdy się odsapnie po kolejnym dniu, usiądzie w ciemnej już kuchni, przy herbatce, słucham kolejny raz o ciężkich zimach, jakie to dawniej bywały, przedzieraniu się przez gigantyczne zaspy z sankami, dobrym jedzeniu, pysznej kiełbasie, którą umiał robić jej brat, młodości, o świetnej fryzurze, którą wyczarowała przypadkowa fryzjerka, o wakacjach w Bułgarii i opaleniźnie jak czekoladka...
I czasem tylko patrzę na  jej profil, na piękne dłonie, jak nakręca włosy na wałki, na jej duże okulary, w których wydaje się jeszcze drobniejsza i bardziej krucha, czy stojąc w progu kuchni, niezauważona przez nikogo, obserwuję jej debatę z Dziadkiem, jak filtrują nalewkę z derenia (czy taka dobra? nie za słaba? może jeszcze dolać?) i czuję się po prostu przepełniona szczęściem.
Tyle mi wystarczy.





Zauważyłam też iż przepełniony szczęściem jest ten, kto skosztował tej krajanki piernikowej z marcepanem. Zalecałabym więc usilnie jej upieczenie, sam zapach świeżo zmielonych korzeni, masła topionego z miodem, działa bardzo terapeutycznie i jakoś tak, kojąco.
To chyba najłatwiejszy piernik pod słońcem: ciasto nie musi wcześniej dojrzewać, a gotowa jedynie zmięknąć przez kilka dni w szczelnie zamkniętej blaszanej puszce, stanie się wtedy mięciutkie i rozpływające się w ustach.
Taka puszeczka pachnąca marcepanem i korzeniami to wspaniały pomysł na jadalny prezent.

Polecam!




Krajanka piernikowa z marcepanem i powidłami
źródło przepisu: Bajaderka, forum CinCin
Ciasto:
3 1/3 szklanki mąki pszennej ( 1/2 szkl. mąki pszennej zastąpiłam żytnią razową)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka cynamonu
1 łyżeczka kardamonu
1 łyżeczka imbiru
po 1/2 łyżeczki zmielonej gałki muszkatałowej i zmielonych goździków
po 1/4 łyżeczki zmielonego czarnego pieprzu i zmielonego ziela angielskiego
szczypta soli
1/2 szklanki miodu
1 szklanka ksylitolu (lub cukru) - dałam 1/2 szkl.
1/2 kostki masła
1 jajko
drobno posiekane orzechy włoskie (dałam garść)
smażona skórka pomarańczowa (dałam dwie pełne łyżeczki) 

Do przełożenia: powidła śliwkowe i marcepan

Marcepan: 
225g pasty migdałowej* (dałam więcej, całość z poniższego przepisu, pasty było w sam raz)
1/2 szklanki ksylitolu (lub cukru) - dałam troszkę mniej
2 żółtka
1/3 szlanki mąki
1 łyżka mleka
po 1 łyżce soku pomarańczowego i cytrynowego
1 łyżeczka olejku migdałowego (dałam ekstrakt z gorzkich migdałów)

*Pasta migdałowa: 
1 1/2 szklanki migdałów bez skorki (lub gotowych mielonych migdałów)
1 1/2 szklanki ksylitolu zmielonego w młynku do kawy na puder (lub cukru pudru)
1 białko
1 łyżeczka ekstraktu migdałowego
szczypta soli
Zmielić migdały partiami w malakserze lub młynku do kawy, lub gotowe mielone migdały wymieszać z ksylitolowym "cukrem pudrem", następnie reszta składników i wyrobić na gładką masę. Schłodzić dobrze w lodówce, masa musi być zimna przed kolejną obróbką.

Przygotowanie marcepanu:
Pastę migdałową rozetrzeć z pudrem (cukrem lub ksylitolem, dodać pozostałe składniki i dobrze wymieszać.

Lukier koniakowy: 
1 szklanka cukru pudru (dałam ksylitol zmielony na puder, w młynku do kawy)
3 łyżki koniaku (dodałam również trochę soku z cytryny, koniak można w całości zastąpić sokiem z cytryny czy pomarańczy)

Rozgrzać piekarnik do temperatury 180st. C.
Mąkę przesiać z proszkiem, sodą i solą, dodać posiekane orzechy i skórkę.
Miód, ksylitol (lub cukier) i masło rozgrzać dość mocno (ale nie zagotować) w dużym rondlu, dodać przyprawy korzenne, wymieszać.
Dodawać stopniowo mąkę ciągle mieszając, aż ciasto zacznie odchodzić od ścianek rondla. 
Zdjąć z palnika i lekko przestudzic, dodać jajko i wymieszać.
Przełożyć ciasto na blat i lekko wyrobić podsypując mąką w razie konieczności.
Jeszcze ciepłe podzielić na dwie części - każdą rozwałkować na prostokąt wielkości rozmiarów blaszki. Przenieść jeden placek na blachę wyłożoną pergaminem (użyłam 36x25cm). Zostawiając 1/2 cm margines rozsmarować na cieście masę marcepanową, na marcepanie rozprowadzić równą warstwę powideł śliwkowych. Przykryć druga częścią ciasta, dobrze zlepić brzegi i piec około 25-30 minut.
Wyjąć z piekarnika, lekko przestudzić i jeszcze cieple polukrować. Zostawić odkryte na całą noc. Rano pokroić na małe kwadraciki, przechowywać w szczelnej puszce, w warstwach przełożonych pergaminem. Ciasto po upieczeniu będzie twarde, po ok. tygodniu leżakowania w puszce (może dojrzewać do kilku tygodni, w chłodnym miejscu), stanie się mięciutkie i rozpływające w ustach i z każdym kolejnym dniem będzie jeszcze lepsze. Zalecam schowanie jednej puszki przed zasięgiem domowników, by coś dotrwało do Świąt.

Smacznego!



2014/12/10

Książki (nie tylko) pod choinkę.

Dziś będzie o pięknych, i ciekawych, książkach, które można podarować (nie tylko) pod choinkę.
To zaczynamy!



"Seasons" Donna Hay
"Seasons" to zbiór przepisów i fotografii z jednego z najpoczytniejszych magazynów kulinarnych na świecie - "Donna Hay Magazine", pod redakcją australijki, Dony Hay.
Ten ogromny i gruby album, jest pełen wybranych, najlepszych przepisów (i zdjęć) na wszystkie cztery pory roku. Dla miłośników stylu Donny, miejscami czystego, ascetycznego, miejscami rustykalnego, zawsze rozpoznawalnego. Z przepięknymi fotografiami, do których się wraca. To nie tylko książka kucharska, to również wysmakowany, kulinarny album fotograficzny, którego strony zapadają w pamięć.



"Kinfolk Table" Nathan Williams
Kinfolk to amerykański magazyn z Portland, który został założony z myślą o przywróceniu celebrowania małych zgromadzeń, kameralnych, intymnych spotkań przy stole, spędzaniu czasu z rodziną i przyjaciółmi. Zapoczątkował serię kameralnych spotkań/ kolacji ("kinfolk dinner series"), która powoli rozprzestrzeniła się na inne części Stanów oraz wiele krajów Europy (polecam obejrzeć zdjęcia z tych kolacji, coś pięknego!). Kinfolk powoli rozrósł się, powstała seria ubrań przez nich sygnowanych czy ten przepiękny kulinarny album, zupełnie inny od dotychczasowych trendów obowiązujących w wydawnictwach tego rodzaju. Koniec z perfekcyjnie wystylizowanymi, studyjnymi sesjami, w których gdzieś w tle czuje się inscenizację.
Zdjęcia nie są laboratoryjnie perfekcyjne, ale naturalne i ciepłe, czasem nieostre, co tylko dodaje im uroku i autentyczności. Mamy wrażenie zaglądania do czyjejś kuchni i czynimy to, gdyż cała książka to zbiór zdjęć z domów osób prywatnych, które Kinfolk ceni. Piękna pozycja.
Polecam również zajrzeć na ich stronę, szczególnie do działu z kulinarnymi filmikami, których oniryczna i spokojna atmosfera wprowadziła nową jakość, która zresztą zostawała wielokrotnie naśladowana. Mój ulubiony to filmik o (a jakże!) pieczeniu chleba. Działa kojąco, jeśli potrzeba coś na ukojenie czy dobry sen.




"Historia smaku" Bryan Bruce, Wyd. Carta Blanca
Tę książkę powinien przeczytać każdy. Takie miałam odczucie po jej lekturze.
Opisuje ona dobrze znane nam przyprawy i rośliny, tak trywialne dziś i łatwo dostępne, pod kątem historycznym, politycznym, antropologicznym, socjologicznym. Może zabrzmiało to jakoś zbyt naukowo, otóż spieszę donieść, że tak nie jest.
Książkę czyta się jak wciągającą powieść, jest napisana lekkim, przystępnym językiem, odkrywa zupełnie nieznane oblicze i historię m. in. czosnku, pieprzu, kakao, kawy czy ziemniaków.
Czy wiedzieliście, że pieprz był tak wysoko ceniony, że służył kiedyś jako waluta i można było nim płacić czynsz (peppercorn rent - czynsz pieprzowy)? Kiedy i gdzie powstała w Europie pierwsza kawiarnia? Czy czekolada zawsze była słodka? Czemu Parmentier zasadził ziemniaki na terenie królewskich posiadłości i kazał ich strzec strażnikom (sic!)? Co wspólnego mają ziemniaki z imigracją Irlandczyków i Irlandzkim Wielkim Głodem (Great Irish Famine)?  Jaka jest historia powstania słynnego sosu Tabasco? Wciągająca lektura, do której z pewnością będę wracać i która troszkę, a nawet bardziej niż troszkę, zmienia kąt patrzenia na codzienne wiktuały.





"Francuski szef kuchni" Julia Child

To książka zawierająca wszystkie przepisy z tytułowego, telewizyjnego programu kulinarnego Julii Child.
W tej grubej jak cegła książce, znajdziecie przepisy na niemal wszystkie klasyczne dania i sosy kuchni francuskiej. Znając niezwykłą skrupulatność i chęć doskonalenia się w tej sztuce autorki, z pewnością można powiedzieć iż przepisy są dopracowane do granic możliwości. Sos berneński? Sola meuniere? Zupa cebulowa? Proszę bardzo! To i setki innych przepisów znajdziecie właśnie w tej książce . Na deser obejrzyjcie odcinek francuskiego szefa kuchni, o np. ten.
O Julii Child pisałam też tutaj, przy okazji recenzji książki "Moje życie we Francji", która również wyśmienicie nadaje się na prezent pod choinkę.



"Bread"/ "Chleb" Jeffrey Hamelman, Wyd. Buchmann/ Grupa Wydawnicza Foksal
Tej książki, raczej nie trzeba przedstawiać żadnemu, domowemu, piekarzowi.
Jej autor i jego chleby są doskonale znane wszystkim chlebowym zapaleńcom.
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z domowym wypiekiem chleba, prawie 7 lat temu, to właśnie Hamelman był mistrzem, guru, na którego punkcie wszyscy domowi piekarze mieli niesamowitego bzika. I słusznie!
Zanim nadeszła nowa fala piekarnictwa (i w ogóle szalona moda na pieczenie domowego chleba) był tylko Hamelmam a potem długo, długo, długo nic. Po kilku latach, gdy trend ten zaczął rozprzestrzeniać się, jak grzyby po deszczu powstawały kolejne chlebowe książki, jedne bardziej, inne mniej udane, niektóre wywróciły dotychczasowy, chlebowy świat do góry nogami, wprowadzając, jak to nazywam, nową, chlebową falę.
Książka Hamelmana nadal jednak pozostaje solidnym fundamentem, kamieniem milowym. Z niesamowitą wiedzą, doświadczeniem, krok po kroku przeprowadzi laika przez meandry domowego piekarnictwa. Rodzaje mąk, dokładne opisy wszystkich niezbędnych technik i terminów, przygotowanie zakwasu, odpowiedzi na pytania, które jeszcze nie wiesz, że zadasz - wszystko tam już jest, opisane prostym, przystępnym językiem.
Tę książkę po prostu trzeba mieć i będzie to wymarzony prezent dla kogoś kto myśli, marzy o pieczeniu chleba, chce zacząć, może już zaczął, ale potrzebuje drogowskazu. To jest chlebowa encyklopedia, doskonała pod każdym względem.



"Kuchnia Neli" Nela Rubinstein, Wyd. Muza
O tej książce pisałam już obszernie, tutaj.
Czemu znów o niej wspominam?
Uważam bowiem, iż jest to pozycja, którą należy mieć w swoim księgozbiorze, nawet jeśli nie jest się osobą gotującą. To po prostu pyszna, wciągająca lektura, o kulisach życia u boku jednego z najsłynniejszych pianistów, Artura Rubinsteina, pełna anegdotek, smaczków świata, który już nie istnieje. Ponadto Pani Nela pisze tak wciągająco, że nawet brak zdjęć nie przeszkadza. Nie trzeba nawet gotować, czasem wybierałam jedną historyjkę, do czytania przed snem. Moja ulubiona to ta o pieczeniu mazurka migdałowego, w kuchni państwa Rotschildów.



"Jadłonomia" Marta Dymek, Wyd. Dwie Siostry
Apetyczna, pięknie wydana, buzująca kolorami książka o kuchni roślinnej, autorki bloga Jadłonomia, która z pewnością zadowoli gusta nie tylko wegan czy wegetarian.
Burgery z kaszy jaglanej? Bezmięsne pulpety? Flaczki z boczniaków? Chipsy z liści kalafiora?
Proszę bardzo!
Te i wiele innych przepisów znajdziecie w książce Marty. Nietypowy podział, nie na "śniadania, obiady, kolacje", a na składniki pod względem ich rodzaju: bulwy, strączkowe itd., ułatwia korzystanie z niej, mając w spiżarni konkretne warzywo czy strączki, łatwo znaleźć pomysły na to co z nim zrobić.



"Paris mon amour", Jean-Claude Gautrand, Wyd. Taschen
To zbiór fotografii najsłynniejszych fotografików świata, mających jedną cechę wspólną: wszystkie mają Paryż za wspólny mianownik.
W albumie są zdjęcia bardzo znane, ikony, są i mniej znane, którym trzeba się przyjrzeć, szukać w nich historii, niuansów. Lub po prostu podziwiać.
To album, któremu trzeba dać trochę czasu, przekartkowany pospiesznie może nie pokazać uroków swoich zakamarków. A jest w nim co odkrywać. Apetyt na Paryż na pewno się zaostrzy.