2011/02/17

Ostrość nie jest wymogiem.

Czyli percepcja fotografii. Ostrość, czyli marzenie większości. Czyżby? Pytam samą siebie. Wiele zdjęć z książek chlebowych, kucharskich, czy zdjęć mistrzów fotografii, które mi się podobają, wcale nie jest ostre. Ba! Bywają niedoostrzone, niedoświetlone, rozmyte, czasem celowo, czasem przypadkiem, nie to jest istotne, ale to, co czuję, kiedy je oglądam, to, co jest "pomiędzy", co sprawia, że nie potrafię o zdjęciu zapomnieć i do niego wracam. Detal? Niedopowiedzenie? Faktura, kolor, cień? Historia w tle, której można się tylko domyślać? Wszystko po trochu.

Powyższe słowa zapisałam (jako że zapisuję myśli, które nie dają mi spokoju, które chcę później jakoś rozwinąć) dużo wcześniej, zanim odkryłam, że są terminy, które nazywają, opisują, to, co czuję intuicyjnie...

Roland Barthes, francuski teoretyk kultury, nie był fotografem, nawet fotografem amatorem, gdyż jak sam przyznał, miał do tego zbyt mało cierpliwości. Ktoś może zapytać: "Cóż w takim razie może on mieć do powiedzenia, na temat fotografii?". Otóż wiele. Co postaram się przybliżyć.

Studium i punctum

Każdy z nas ogląda zdjęcia w nieco inny sposób, na każdego z nas może zadziałać co innego, inny detal może zwrócić uwagę, co w jakiś sposób determinuje odbiór. Łączy nas pewne postrzeganie, wynikające z tego, gdzie się urodziliśmy i wychowaliśmy, to niejako przez nie odczytujemy kulturowy kod fotografii. A co sprawia, że zatrzymujemy się lub tylko prześlizgujemy po fotografiach?

Studium, to wg Rolanda Barthes'a zainteresowanie, "dociekliwość, oddanie się pewnej rzeczy, pewien rodzaj ogólnego wciągnięcia w coś (...) ale bez szczególnego zapamiętania". To zdjęcia, których widzimy dziesiątki, interesujemy się nimi, ale nie zostają w nas. Rozumiemy ich symbole, polityczne, historyczne, gesty i grymasy, poprzez naszą kulturę, wychowanie, odczuwamy współczucie, radość, ale zdjęcia te w nas nie uderzają, choć czasem krzyczą. Bywają ostentacyjne, informują, coś przedstawiają, zaskakują, budzą pożądanie, oburzenie, rozumiemy je, odczytujemy ich kod, lubimy je lub nie, ale nie zakochujemy się w nich. Studium to "ten sam rodzaj zainteresowania nieokreślonego, gładkiego, bez zobowiązań, jakie odczuwamy wobec ludzi, przedstawień, ubrań, książek, które uważamy, że są "w porządku". Jak wiele takich zdjęć widzieliśmy, nie potrafimy sobie ich nawet przypomnieć, odtworzyć, oglądamy je, mijamy, nie pozostaje z nich nic, jedynie zlepek symboli, gestów, jakaś niekonkretna mgła. Przykładów studium znajdziecie bez liku, choć nawet o nich nie pamiętacie.

Drugi rodzaj zdjęć, to te, które mnie pochwycą. Na pewno wiele z Was zna to uczucie.
Oglądam  zdjęcia w albumie, książce, magazynie, na stronie internetowej. Prześlizguję się po nich wzrokiem, któreś bardziej zwraca moją uwagę. Oglądam dalej, ale nie mogę się skupić, gdyż tamto zdjęcie nie daje mi spokoju, wracam do niego, zastanawiając się, co to za magnes mnie do niego przyciąga. Nie wiem dokładnie, co to takiego, bo zdjęcie, które mnie pochwyci, nie musi być spektakularne, drastyczne czy krzyczące, nie musi się na nim wiele dziać, ba! nie musi mieć wielu elementów lub postaci. Nie musi być wyraźne, ostre ani doświetlone! Ale musi mieć to coś. Coś, co przykuje moją uwagę, "przyklei" mnie do tego zdjęcia, każe do niego wracać.  Niekoniecznie zachwyci, w tym znaczeniu, w jakim dziś przyjęliśmy rozumieć "zachwyt", gdyż "(...) punctum nie zwraca uwagi na moralność czy dobry gust, punctum może być źle wychowane". To właśnie punctum, "słowo dla wyrażenia rany, użądlenia, tego znaku uczynionego przez zaostrzony przedmiot (...) punctum jakiegoś zdjęcia to przypadek, który w tym zdjęciu celuje we mnie" Właśnie, we mnie. Punctum jest niezwykle subiektywne. Zanim to wytłumaczę, posłużę się pewnym przykładem. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że oglądając zdjęcie a później czytając uwagi innych do niego, orientowałam się, że mimo oczywistych wyznaczników (postacie, miejsce, okoliczności, krajobraz itd.), często nie zauważam detalu, który wskazał ktoś inny, a potem sama się dziwiłam - "rzeczywiście, jak mogłam tego nie zauważyć?". Dzieje się tak dlatego, że każdy może odnaleźć punctum w czym innym, a co jeszcze bardziej fascynujące, my sami odkrywamy, że dla nas może przesuwać się ono w inny obszar tego samego zdjęcia. Barthes odkrył to po raz kolejny oglądając zdjęcie, w którym jego punctum zmieniało się, począwszy od klamerki na bucie a na naszyjniku kończąc. Naszyjnik kojarzył mu się z niezwykle podobnym do tego, który miała bliska mu osoba. I tu raz jeszcze potwierdza się teza, że punctum bywa bardzo subiektywne.

Subiektywność punctum

Barthes opowiada, jak po śmierci swojej matki, przeglądał jej fotografie, próbując ją na nich odnaleźć. Nie mógł. Każda z nich zawierała jakąś część jego matki, ale nie była nią. W końcu odnalazł to, czego szukał na jej zdjęciu z dzieciństwa. Jednocześnie zastrzegł, że tego zdjęcia pokazać nie może, gdyż "(...) dla was byłoby to jeszcze jedno obojętne zdjęcie (...) co najwyżej zainteresowałoby was jako studium: epoka, ubrania, zalety fotograficzne. Ale w samym zdjęciu dla was, żadnej rany".


Moje punctum

Punctum jest często konkretnym szczegółem, detalem, zdarza się też, że czasem wypełnia ono zdjęcie. Każdy z nas ma zdjęcia, które nim jakoś zawładnęły, "użądliły". Mam w głowie zdjęcie, które wraca do mnie od kilkunastu lat, które jest jednocześnie okładką książki Rolanda Barthes'a.
To  "Polaroid" Daniela Boudinet'a.

Daniel Boudinet Polaroid, 1979, (źródło)

Długo zastanawiałam się, czemu właśnie to zdjęcie, co jest w nim takiego, co mnie dotknęło? Czy to struktura lekko rozchylonej tkaniny, jej kolor, który filtruje i barwi sączące się do pokoju światło? Nie mogę od niej oderwać oczu, za nią kryje się tajemnica. A jednocześnie to ona sprawia, że to, co w środku jest tajemnicą. Ledwo oświetlony brzeg łóżka, kawałek poduszki. To tak jak z filmem, którego zakończenie znamy, ale oglądamy go wciąż, licząc na inne. Wracam do tego zdjęcia, jakbym chciała odkryć jego tajemnicę, jakby za kolejnym razem zasłony miały się odsłonić i obnażyć to, co w środku i to, co na zewnątrz. Jednocześnie pożądam tej tajemnicy, nie chcąc, by została ujawniona. Patrzę na zielonkawe światło, na splot ascetycznej tkaniny, która je filtruje, na poduszkę, na której chciałabym położyć głowę. Oddycham tym powietrzem, ciszą. To mógłby być mój pokój...

Chciałabym pokazać Wam kilka zdjęć, które w jakiś sposób mnie pochwyciły, jednak bez wskazania mojego punctum, to wszak najprzyjemniejsze, odkryć je samemu. To jest oczywiście mój subiektywny wybór, równie dobrze, możecie przejść obok tych zdjęć zupełnie obojętnie.

Alexander Gardner Lewis Payne, 1865 (źródło)



 Rober Doisneau Fox terrier on the Pont des Arts, Paris, 1953 (źródło)


André Kertész  The little dog, Paris - Saint-Michel 1928, (źródło)




Eve Arnold  The daughter of the house makes soda bread, Aran Islands, 1974
Nie znalazłam w sieci kopii tej fotografii, która oddawałaby  półcienie i grę światła widoczną na papierze, 
trochę  swą tematyką i światłem przywodzącą na myśl XVIIw. obrazy niderlandzkie, 
dlatego zrobiłam zdjęcie tego zdjęcia wprost z albumu, starając się uchwycić jego esencję, 
źródło: Magnum Ireland, wyd. Thames&Hudson



Roger Mayne Bomb Site, Paddington, London 1957, (źródło)



Jill Freedman "Listowell, county Kerry" (źródło)


Franz Horvat Fashion Shoot for Harpers Bazaar, Rome 1962 (źródło)
(tytuł wg "Photographing Italy, wyd Thames&Hudson)



Willy Ronis "Barge with children" 1959 (źródło)



Larry Towell The mennonite child, Kent County, Ontario, Canada 1996 (źródło)



Zdjęcia, w których studium nie jest naznaczone punctum, są jak mówi Barthes jednolite, banalne. Mogą nawet krzyczeć, ale nie uderzają.  Nie ma tej "kropki", punktu, który sprawia, że zostaje pod powiekami, że zapala w głowie światełko.

Dotarło również do mnie, że największym komplementem dla zdjęcia (oprócz tego, że już posiada punctum), jest nie to, że powie się o nim "jakie piękne zdjęcie", ale to, że patrząc na nie, czujesz drżenie, ten wstrząs, który nie pozwoli Ci o nim nie tylko zapomnieć, to coś co sprawia, że chciałbyś zrobić takie zdjęcie. Tak, to największy komplement. Nie tylko patrzeć, posiąść, ale stworzyć, być tam i  jednocześnie w nim.








Cytaty pochodzą z książki Rolanda Barthes'a "Światło obrazu. Uwagi o fotografii"
Wyd. KR, Warszawa 1996r.
209str., oprawa miękka

21 komentarzy:

Yba pisze...

Patrycjo, pięknie napisałaś o zdjęciach. A więc to coś, czego szukam w zdjęciach to punctum? Punctum jest subiektywne - tak, tak, jest niezwykle subiektywne! Ile razy zdarza mi się dać zawładnąć jakiemuś obrazowi, który dla kogoś obok nie jest niczym niezwykłym...
Na pewno sięgnę po książkę Rolanda Barthes'a.
Dziękuję Ci za ten post :)

Agnieszka pisze...

Patrycjo, Twoje przemyślenia w dużej mierze odzwierciedlają to o czym myślę już od dłuższego czasu. Co sprawia, że zdjęcie nam się podoba, nas zachwyca a innych nie...i czy Ci co krytykują zdjęcia są naprawdę takimi autorytetami. Przecież jest tak wiele czynników, które określają zdjęcie - które tak trafnie sama ujełaś. Jestem zachwycona Twoim postem i dziękuję Ci, że zechciałaś się podzielić swoimi przemyśleniami. Ja nadal szukam zdjęcia, które do mnie przemówi "spokój" i "cisza". Jeszcze nie znalazłam, ale może kiedyś uda mi się samej takie zrobić, kto wie:) Pozdrawiam Cię ciepło. I mimo że Twój blog to głównie blog kulinarny,poproszę o więcej "fotograficznych" postów:)
P.S. Zdjęcia z czworonogami w tle czy też na pierwszym planie to takie moje prywatne punctum...od zawsze.
)

Delie pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Delie pisze...

Przeczytałam z zapartych tchem. Pyszne są te teksty o fotografii, które tu zamieszczasz. Myślałam o tym ostatnio, o tym dlaczego wśród tysięcy zdjęć, które oglądam zapamiętuję kilka - i to wcale nie najlepszych technicznie. Teraz wiem, że mają punctum.
Podoba mi się ten zestaw zdjęć, który tu pokazałaś. Psi nos:)) Byłam na wystawie zdjeć Kertesza - wiele ma punctum. Bywają przejmujące do bólu.
I teraz wiem dlaczego tak lubisz fotografować zasłony, materiał. Lubię ten motyw u Ciebie.

kabamaiga pisze...

Truflo to niesamowite. Wczoraj rozmawialiśmy z moim mężem o zdjęciach i pokazałam mu Twój blog. Zachwycił się, ale powiedział, że on ma jakiś odchył i dla niego zdjęcie musi być ostre. Dzisiaj dam mu do przeczytania ten tekst.

Kemotka pisze...

Patrycjo i pod wpływem tego tekstu zamówiłam sobie tą książkę ;) a zdjęcia tu zamieszczona baaardzo mi się podobają, niektóre z nich znałam wcześniej, choć nie wszystkie.

Amber pisze...

Świetny post.Bardzo ciekawe przemyślenia.Ja nie potrafię robić zdjęć,nie mam czym...Nie znajdę swojego punctum bardzo długo jeszcze, a może wcale? Pięknie jest przeczytać,że zdjęcie nie musi być idealne, ani wyraźne.
Pozdrawiam.

Tilianara pisze...

Magicznie piszesz o fotografii ... tak magicznie, że brak słów by to odpowiednio skomentować i nie zabrzmieć banalnie. Będę wracać do tych słów.

arek pisze...

Arcyciekawy post, psi nos i dziecko w ogorkach mnie powalily!

Unknown pisze...

Kilka z tych zdjęć i ja zaliczyłabym do ulubionych;-)

Kaś pisze...

myślę, że punctum Barthes'a ma wiele wspólnego z emocją wstępną w koncepcji przeżycia estetycznego Romana Ingardena. piękne zdjęcia

Mar pisze...

cudowny post, lubię takie lektury;) kiedy czytasz i wiesz dokładnie, co autor ma na myśli, kiedy ktoś w taki sposób wyjaśnia Ci pewną oczywistość, choć sama nie wiedziałabym, jak to nazwać. dzięki, Patrycjo, za tak świetny tekst (i pokazanie tych zdjęć!). pozdrawiam

Unknown pisze...

Witam. Moja przygoda z fotografią dopiero się rozpoczyna. Fajnie, że dzisiaj tu zajrzałam. I cenne uwagi i kolejna lektura godna uwagi. Dzięki. Pozdrawiam. Polala

mila pisze...

Ubrałaś mi w słowa moje nieposkładane myśli. Dziękuję.
To niezwykłe chwile, kiedy natrafiam na zdjęcie, które ma moc. I to tak silną, że niemal czuję zapach powietrza, kiedy przedmioty wydają się być na wyciągnięcie ręki. Aż czasem irracjonalnie te emocje mieszają się ze wspomnieniami. Wydaje mi się, że tam byłam. Musiałam być. Kiedyś.

Betelgeze pisze...

Jak fajnie, ze o tym wszystkim napisałaś Patrycjo. Ostrość nigdy nie jest wymogiem, tak samo jak wymogiem nie jest to żeby się zdjęcie każdemu podobało. W fotografii najbardziej piękne jest to, że jest ona indywidualna, nasza jakakolwiek by nie była. Zatrzymane w kadrze czyjeś uczucia, chwile lub myśli nawet jeśli nieświadomie, pozwalają nam czasami odnaleźć nasze własne punc tum i to jest piękne! To co, że rozmazane, nieczytelne albo zwyczajne…ważne, że w jakiś sposób ‘mówią’ do nas. I tak, masz rację najpiękniejsze w tworzeniu jest to, że znajdzie się ktoś kto powie ci, że patrzy na to co robisz i ‘jest tam’ i nie zapomina i wraca wciąż myślami bo poszukuje drogi, która go tam zaprowadzi!

mimi pisze...

Barthes'a znam chociaż akurat nie z tej książki. mam co "nadrobić";)

dla mnie najbardziej intrygujące jest to, że jak dobrze zrozumiałam- konkretne punctum może się u jednego człowieka zmieniać. ciekawe czy raczej pod wpływem czasu czy "doświadczenia". innymi słowy jak szybko można zmienić konkretne punktum na inne w obrębie tej samej fotografii.

ja mam kłopot z fotografiami z WPP- wojenne obrazy, para-reportaże a mimo to- nie poruszają mnie. może za dużo mam ich w prasie codziennej?

"moje" zdjęcie to na pewno to przedstawiające staruszkę i młodą dziewczynę w kawiarni autorstwa H. Cartiera-Bress'ona, zresztą większość jego zdjęć trafia w moją wrażliwość,
również zdjęcia Avedona
zdjęcia Audrey Hepburna na rowerze w sukience w groszki ( z "sabriny")
oj, dużo tego...;)

pozdrawiam serdecznie!

Karolina pisze...

Patrycjo,

Kilka z tych zdjęć umieszczonych przez Ciebie we wpisie, właśnie zaświeciło coś w głowie, zostało pod powieką. Jestem tu dzisiaj już drugi raz.

Jako amator bardzo emocjonalnie postrzegam fotografię i tak też emocjonalnie i intuicyjnie tworzę. Ostre, nieostre - to nie jest kryterium, ale właśnie to coś, co mną wstrząśnie. Dlatego też lubię tu zaglądać. Bo tu jest nieco inaczej. I elegancko i prosto. Bez nadmiaru wstążek, kwiatów, nonszalancko rozsypanych przypraw.

Teraz już wiem, jak Ty postrzegasz fotografię i wiem, co sprawia, że ta strona jest jedną z moich ulubionych.

Pozdrowienia serdeczne ślę!

Karolina

Patrycja pisze...

Dziękuję za wszystkie komentarze i ciepłe słowa:)

Mimi,
Może się zmienić (punctum). Ale wcale nie musi. A od czego ta zmiana zależy? Myślę, że od wielu czynników, m.in., od tych które wymieniłaś.
Co do fotografii reportażowej-wojennej, to miałam nawet przygotowane parę zdań o tym. Nie będę już cytować, przeczytasz jak Barthes to wszystko świetnie tłumaczy w książce, to co zaobserwowałaś po sobie odnośnie WPP:)

Delie,
Psi nos, prócz tego, że bardzo mi się podoba, ma dla mnie też prywatne zabarwienie. Dostałam od Miłego mego album, z którego pochodzi to zdjęcie, z dedykacją, która dotyczy mnie, odnosząc się jednocześnie do tego zdjęcia, potęgując jego znaczenie i intencje tego nosa;-) Kiedy patrzę na nie, zawsze mam przed oczami te słowa.
Apropos Kertesza, redakcja magazynu Life odrzuciła jego zdjęcia, gdyż "'za dużo mówiły'. Skłaniały do refleksji, sugerowały pewne znaczenie - inne niż tekst" (cytat z "Światło obrazu") Niesamowite po prostu.
Co do zdjęcia zasłon, to myślę, że nie tylko z jego powodu, ale też mimo tego zdjęcia. Ono po prostu wpisuje się w moją estetykę i to co lubię:-)

Yba,
Myślę, że nawet nie wiemy czego szukamy, to "coś" natomiast nas szybko odnajduje i "przykleja" do zdjęcia;-) Książka jest kopalnią wielu trafnych zdań, a każde z nich może być mottem. Miłego czytania:)

Agnieszko,
To zdjęcie znajdzie Cię samo:)
P.S. Do zdjęć z psami i ja mam słabość:)


Pozdrawiam wszystkich ciepło!

Gospodarna narzeczona pisze...

A ja się zaczytałam i zapomniałam napisać. Ciepłe myśli ci ślę z zimnego miasta ;-)

maggie pisze...

Patrycjo, zostawiłam sobie ten Twój wpis na sam koniec zaległości :-) I dobrze zrobiłam...
Bardzo Barthesa cenię - tej książki nie znam, ale zaczytywałam się w jego tekstach o Japonii kiedyś. I o filmach. W 'Mitologiach' i w genialnej książce nt. mody (z lat 60. bodaj - wszystko aktualne!)

Dla mnie fotografia to zabawa. To znaczy w moim wykonaniu ;-) Bo sama w sobie potrafi być sztuką wielką... I podobnie jak w literaturze czy filmie, urok (i wartość) często tkwi właśnie w niedopowiedzeniach, niedosłownościach... W nieostrościach. Mam swoją galerię ulubionych zdjęć. Aż boję się do niej zaglądać, bo każda fotografia zjada mi mnóstwo czasu - od niektórych zdjęć nie mogę oderwać oczu ;-) Mam też swoich mistrzów.
Lubię też te wszystkie nasze zdjęcia tutaj - niektóre piękne, niektóre wcale (a może przez to nawet piękniejsze?). Szalenie demokratyczna forma sztuki... I niech tak zostanie...

Ważny wpis. Zapamiętam go.

Pozdrawiam i dziękuję! M

Ivt pisze...

Lubię to! dodaje post do ulubionych by zajrzeć ponownie.